wtorek, 24 września 2013

Rozdzial XI: Ring-ding-ding-ding-dingeringeding!

piosenka, ktora sluchalismy w sobote non stop, kompletnie bez sensu, ale genialna!

Ten tydzien zlecial mi tak szybko (z reszta chyba jak każdy tydzień ;p). Już nawet za bardzo nie pamiętam co się dzialo (może dlatego, ze każdy dzień mimo tego, ze rozni się od poprzedniego, jest praktycznie taki sam/ tak wiem, ze to ma sens).

Poniedziałek (16.09) przywitałam koszulka ‘I hate Mondays’, so true. Dzien w szkole nie był za bardzo ekscytujący, bo nie czułam się za dobrze. Wreszcie znalazłam kogos kto mieszka na mojej ulicy i może mnie podwozić po szkole w te dni, w które moje hsiostra nie może. Okazalo się, ze mam z tym chłopakiem American Government, wiec bez problemu poprosiłam go o podwozke. Może było to trochę dziwne, bo nigdy wcześniej z nim nie gadałam, ale się zgodzil. Nie bylam tylko pewna gdzie mam na niego czekac (taka jestem madra, ze nawet o to nie zapytałam). Najpierw postałam chwile pod sala gimnastyczna, bo z reguly wszyscy tamtędy ida na parking, gdy po 5 min go nie było, wyszłam ze szkoły i rozejrzałam się po parkingu. Oczywiście nie nigdzie go nie widzialam. Nie miałam tez jego numeru, wiec zaczelam pisać smsa do G z prosba o to, ale wtedy ja zobaczyłam. Podbieglam do niej i poprosiłam, żeby napisala do tego chłopaka. ‘Sure, no prob. Oh, crap! I don’t have his number’ Seriously?! ‘Pieknie, teraz czeka mnie “przyjemny” spacer…” – pomyslalam. Ale na szczescie G miala numer do jego siostry, wiec zadzwonila do niej I poprosila, zeby zawiozla mnie do domu (od razu zalatwilam sb podwozke na następny dzień hehe). Jak tylko weszłam do domu, to poszlam spac. Czulam się zle, wiec bardzo dobry pomysłem było moje pozniejsze wyjście na fitness. Myslalam, ze umre tam, serio. Cwiczenia były trochę meczace, a kaszel i katar wcale mi nie pomagaly. Także się super bawiłam… Gdy dotarlam do domu marzeniem było lozko. Dzieki Bogu cala prace domowa zrobiłam podczas homeroomu, wiec mogłam wziąć cieply prysznic i odpocząć.

Wtorek (17.09) praktycznie wygladal tak samo jak poniedziałek. Po szkole poszlam spac, bo czułam się jeszcze gorzej niż poprzedniego dnia. Obudzila mnie hmama i zapytala, czy chce isc na mecz soccera. Poczatkowo nie chciałam, ale zaczela mnie przekonywać, ze to wazny mecz i prawdopodobnie będę zalowac jak nie pojde. No wiec poszlam i NIE ZALUJE. Najpierw był mecz chlopakow w Coshocton, który oczywiście wygraliśmy (przynajmniej druzyna soccera jest dobra :P), a później razem z G i jej kolega pojechaliśmy do pobliskiego miasta na mecz soccera dziewczyn. Była to chyba najwieksza sekcja uczniowska, jaka kiedykolwiek widziałam. Przybyli tam dosłownie WSZYSCY (footballisci, piłkarze, cheerleaderki + tacy zwykli uczniowie jak ja). Walka była zawzieta, a nasze dziewczyny niepokonane, ale niestety do czasu… Ostatnie dwie minuty… Wystarczyly 2 minuty, żeby zepsuc cala opinie o ‘undefeated ladies redskin’. Akurat tego dnia najlepsza zawodniczka musiala być chora (swoja droga, to biorac pod uwagę to, ze miała goraczke to i tak sobie niezle poradzila). Atmosfera po tym jednym golu zmienila się diametralnie. Duzo osob miało nawet  lzy w oczach (wow, serio, żeby przez jeden przegrany SZKOLNY mecz już tak?!). Gdy wrocilysmy do domu, htata zrobil mi jedna z najlepszych kanapek jakie w zyciu jadlam – grilled peanut butter & jelly! Wczesniej to nawet w zyciu nie pomyslalam, ze to rzeczywiście może być dobre, a tu jednak. Taki surprise!

W srode (18.09) odbyla sie prezentacja na temat wszystkich rzeczach związanych z graduation ceremony (ubraniach na gc + milionie rzeczy, typu bluzy z napisem ‘Senior 2014’, które najchętniej wszystkie bym kupila). Gdy weszłam do audytorium, bylam jedna z pierwszych osob. Przede mna siedział chłopak, którego kojarzyłam z lunchu (siedzi przy stoliku footballistow). Korzystajac z okazji, ze praktycznie nikogo tam nie było, zadałam mu jedna z najgłupszych pytan jakie kiedykolwiek zadałam, ‘czy grasz w football?’ (oczywiście, ze gra skoro siedzi przy stoliku z graczami i nosi koszulke druzyny…-,-). Kompletnie zaskoczyl mnie swoja odpowiedział, która brzmiała ‘tak’. A wszystko to było po to, żeby otrzymać jersey na piątkowy mecz, co oczywiście się oplacilo.

W czwartek (19.09) podczas lunchu chłopak, którego imienia oczywiście nie znalam, dal mi swoja koszulke. Gdy wrocilam do swojego stolika, dziewczyny od razu zapytala się mnie czyja to jersey. Ehmm… tak jakby nie mam bladego pojęcia (?!). Zaczelam im go opisywac, ale co ja w zasadzie mogłam powiedzieć o kims, kogo widziałam kilka minut. Na szczęście koszulki sa numerowane, wiec powiedziałam ‘Eee…jakies 24…’. I wtedy wielkie WOW. ‘Good job!’ ‘Hmmm czy to jakiś dobry zawodnik?’ – odpowiedziałam ze zdziwieniem. ‘To kapitan druzyny!’ Hehe okay, nie mam problemu, żeby nosic jego koszulke :P (chociaż szczerze mowiac to inaczej wyobrazalam sobie kapitana druzyny footballowej, wszystko przez te filmy dla nastolatek…). Na American Govt. znowu poprosiłam tego chłopaka o podwozke (tym razem miałam zamiar zapytać gdzie powinnam na niego czekac!!!). Okazalo się, ze się nie zrozumieliśmy. On myslal, ze AG to mój ostatni przedmiot tak jak jego, wiec przynajmniej teraz wiem, czemu go nigdzie nie widziałam w poniedziałek (hehe). Przeprosil mnie za to nieporozumienie i napisał do swojej siostry, żeby mnie podwiozła. Wiec  ze szkoły wracałam z moja nowa szoferka (jk) i jej kolegami. Zadawali mi mase smiesznych pytan i oczywiście uwielbiali mój akcent (hehe). Jedyna rzecza, która mi się nie podobala, to to, ze zwracali się do mnie ‘Urszula’. Powiedzialam im, ze tylko jedna osoba tutaj tak do mnie mowi – nauczyciel matematyki. Z racji tego, ze mam z nimi ten przedmiot, od razu powiedzieli, ze zwroca mu uwagę na następnej lekcji (jak słodko <3). Po powrocie do domu nadszedł czas na cos, na co czekałam od miesiąca – skype z rodzinka! Cudownie było się wspólnie posmiac i poplotkować. Mimo ze za bardzo nie tesknie za Polska (w sumie nie mam na to czasu :P), to jednak ucieszyłam się, ze wreszcie mogłam z nimi porozmawiać. Nawet pokazałam im moja hsiostre (ale ona nie chciała się za bardzo im pokazac :P). Po południu poszlam na strech&flex, a później razem z hmama pojechalysmy kupic rzeczy na sernik, który chce zrobić.

W piątek (20.09) znowu musiałam wstać o 6 z powodu spotkania Key Club. Na dworze było jeszcze strasznie zimno, ale wiedziałam, ze po południu będzie goraco, wiec zalozylam krótkie spodenki (zalowalam tej decyzji tylko przez droge z samochodu do szkolnego budynku, która była niesamowicie dluga – cala 1 min). W szkole wszyscy na mnie zerkali (w sumie to nie na mnie tylko na koszulke, która miałam na sobie). Jeden chłopak nawet zapytal się mnie, czy mogłabym zalozyc jego koszulke następnym razem (ale fajowo :P przynajmniej nie będę musiala zachowywać się jak idiotka i pytac footballisty czy gra w football xd). Po powrocie ze szkoły skypowalam z przyjaciolmi (jak ja chciałabym, żeby oni wszyscy tutaj byli…). Prawdopodobnie to dzięki rozmowom z długo niewidziana i niesłyszana „Polska” miałam przez caly wieczor taki wspanialy humor. O 7 pm jak co piątek - mecz. I jak już chyba tradycyjnie przed meczem pora na shake’a. Gdy dotarlam z G do strefy uczniowskiej, awkward moment. Usiadlam kolo dziewczyny chłopaka, którego miałam koszulke i jej kumpeli (ostatnim razem jak G miała koszulke jakiegoś chłopaka, to jego dziewczyna zaczela wypisywać jakies rzeczy na jej temat na tweeterze). Ta jednak nic nie powiedziała, wiec miałam spokoj i mogłam milo spedzac czas ;) W pewnym momencie dziewczyna, z która mam AG, odwrocila się do mnie i zapytala ‘Hej, czy to ty idziesz z C na homecoming?’ ‘Hm, tak sadze, ale nie poznałam go jeszcze’ – odpowiedzialam. Wtedy wszyscy, którzy stali dookoła mnie zaczeli się smiac (ale ja zabawna jestem hehe, a ona powiedziała, ze to jej kuzyn i jest slodki (hehe). Chwile później zobaczyla, ze przyszedł na mecz, wiec go zawolala. ‘Hej, Cody, to ta dziewczyna z Polski! Powiedz cos!’ (no bo ja nie mam imienia jestem tylko dziewczyna z Polski xd). Wiec się przedstawiłam w bardzo oryginalny sposób ‘to ja jestem ta dziewczyna, która zabierasz na homecoming’ hehe ‘Milo cie wreszcie poznac’ i to była nasza cala konwersacja (calkiem dluga jak na to, ze mamy spedzic ze sobą caly wieczor hehe). Slyszalam tylko jak ta dziewczyna powiedziała do niego, ze mój akcent jest calkiem sexy (pierwszy raz cos takiego uslyszalam). A no i tak się skupiałam na opisywaniu mojego wieczoru, ze zapomniałam napisac cos o samej grze. Wygralismy mecz!!! (pierwszy i pewnie ostatni raz haha ale nie no wspieram moja druzyne i 3mam kciuki/ teraz pewnie lepiej byłoby nie wspominać, ze przeciwna druzyna była bardzo mala – miała chyba ok. 5 ekstra zawodnikow + nawet jedna dziewczyne w zespole).

W sobote (21.09) był długo wyczekiwany Rotary weekend. Nie mogłam się doczekać, żeby znowu spedzic chociaż jeden dzień z innymi wymiencami (dlatego ucieszyłam się, ze zmienili mi data homecomingu – miał być 21.09). 0 10.30 przyjechala po mnie moja  konselorka. Wzielysmy tez jedna dziewczyne z pobliskiego miasta (ona chce pojechać na wymiane) i wyruszylysmy. Podroz do Logan trwala mniej niż 2 h. Po drodze wstapilysmy na lunch do jednego z amerykańskich barow (tak, takich jak na filmach :P). Gdy dotarlysmy na miejsce, od razu poleciałam na plotki do innych wymiencow. Chwile później przybyli już wszyscy i zaczelismy zabawy. Pierwsza jeszcze zapoznawcza, bo było trochę nowych osob ( w tym nowy wymieniec z Wloch, który tak jak na Wlocha przystalo, jest przystojny ;p). Pozniej przyszli exchange students poszli do innego pokoju na prezentacje, a my, aktualni wymiency zostaliśmy, dzieliliśmy się wrażeniami i graliśmy w Apples to Apples (moja druzyna wygrala hehe :P) i Twistera. Nastepnie wszyscy razem poszliśmy na spacer, a jak wrocilismy to czekala na nas już goraca pizza. Po kolacji pisaliśmy listy do aktualnych wymiencow z USA, a później graliśmy w kalambury, gadaliśmy, tanczylismy, po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. O 12 am zgasili nam swiatlo, wiec nie było wyjścia, trzeba było isc spac (ale nikt chyba nie narzekal, bo wszyscy byli bardzo zmeczeni). O 7.30 am w niedziele (22.09) pobudka i swiezutkie donuts z kawka na śniadanko (zyc, nie umierać). Ok. 9 am odebrala mnie i moja kolezanka jej mama i wyruszylysmy. Nie wiem jak ona to zrobila, ale kompletnie nie znala drogi (a przecież musiala jakos tam dotrzeć?! Gdzie tu sens????), wiec się zgubilysmy, ale na szczęście tylko raz. Gdy dotarlam do domu, wzielam szybki prysznic i od razu pojechałam z moja hrodzinka do hbabci. Zebrala się tam cala rodzinka, wiec spedzilismy ‘family Sunday’. Wspolnie pracowaliśmy w lesie– przygotowywaliśmy drewno na zime. Było calkiem fajnie i praca wcale nie była taka ciezka jaka się wydawala na początku. Pozniej zjedliśmy lasagne i 3 desery (apple pie – wole szarlotke amerykanska robiona przez moja mame, ale ta tez była dobra :P, taka salatke z owocami i marshmallow – pyszna i mini tarty z czekolada i orzechami – niebo). Do domu dotarliśmy kolo 9 pm i od razu poszlam do lozka. Nawet nie chciało mi się wziąć prysznica (czego zalowalam później rano, gdy musiałam wstać o 6 am…).

Poniedziałek (23.09)
Nie czułam się za dobrze. Prawdopodobnie dlatego, ze pol niedzieli spedzilam na dworze, a za cieplo nie było. Dlatego jedyne o czym marzyłam przez caly dzień to powrot do domu. Mojej szoferki nie było dzisiaj w szkole, G miała trening, nikt z zapytanych przeze mnie osob nie wiedział, gdzie jest moja ulica, a ja nie chciałam ryzykować ze szkolnym autobusem, wiec musiałam wracac ze szkoły na piechotę. Wszystko byłoby fajnie gdybym się tylko zgubila. Na szczęście zobaczyłam znajome twarze i zapytałam się o droge. Jeden chłopak mnie podprowadzil kawalek i nawet dal mi swój numer w razie czego jakbym się znowu zgubila (tak bardzo watpil w moja orientacje w terenie haha). Na szczęście dotarlam bez zadnych problemów (no dobra może z jednym, moja ulica jest na wzgórzu, wiec musiałam isc pod gore – masakra jakas haha). „Spacerowalam” sobie obok domu hdziadkow i wtedy, gdy mnie zobaczyli, to byli zdziwieni, ze wybrałam powrot na piechotę (yhy, ‘wybralam’). Powiedzieli tez, ze zawsze mogę do nich zadzwonić i wtedy po mnie przyjadą (jak milo ;)). Gdy wreszcie dotarlam do domu (w sumie nie zajelo mi to dużo czasu, bo tylko 3 piosenki), porozmawiałam trochę z kumpelami na skype, a gdy wrocilam hmama opowiedziałam jej moja przygodę. Stwierdzilam, ze nie czuje się najlepiej, wiec nie poszlam na fitness, tylko spedzilam popołudnie w dresie z kubkiem herbaty z cytryna. Przy kolacji G powiedziała mi, ze następnym razem powinnam stać na parkingu i pytac przypadkowych ludzi, jak jedna osoba powie nie, to zawsze mogę zapytać się kogos innego (dobry pomysl! Lepszy niż spacer pod gore haha).


Caly wieczor spedzilam nad tym postem, a jutro mam test z AG, wiec cos czuje, ze zamiast spac podczas homeroomu, będę musiala wyciagnac moje notatki, no ale ;)

wszyscy kochani <3

z najlepszymi wymiencami!

Ulczix

niedziela, 15 września 2013

Rozdzial X: to juz 4 tygodnie!

Pisze ten post od czwartku (staram się przynajmniej), ale caly czas cos lub ktoś mi przerywa. Z góry uprzedzam i przepraszam, ale ten post będzie dlugi, wiec przygotujcie sobie cos do jedzonka i picia, żeby się wam przyjemnie czytalo ;)

Piątek (6.09)
Jak co piątek podczas sezonu był mecz footballu. Wszyscy byli podekscytowani, bo miał to być wygrany mecz. No wlasnie, „miał być”, bo taki nie był… To już chyba będzie tradycja, ze nasza druzyna przegrywa. Nie znając się za bardzo na footballu, trudno mi stwierdzić, czy to winna zawodnikow, czy dlatego ze dostajemy mocniejszych przeciwnikow (ale patrząc na wyniki to chyba jesteśmy do bani). Mimo tego nikt nie traci „Redskins’ spirit” i wszyscy bardzo wspierają druzyne (chociaż kibice nie zawodza).
Przed piątkowym meczem skoczyłam z G i jej przyjacielem na najlepszego na swiecie shake’a! To miejsce nazywa się Healthys i można tam kupic zdrowe, ale jakie pyszne koktajle. Wybor jest naprawdę duzy, bo ponad 40 smakow! Ja wzielam shake’a o smaku Peanut Butter Cookie. Był swietny i wcale nie za slodki (co czesta się zdarza w przypadku tego smaku). Z racji tego, ze ten bar został niedawno otwarty i jest bardzo popularny, spotkaliśmy tam  sporo ludzi ze szkoły (wszyscy oczywiście szli na mecz). Wiec pogadaliśmy trochę, posmialismy się, no ale mecz się zaczynal, wiec trzeba było się zbierac. Jak zwykle musieliśmy wyjść ostatni (przez długie czekania na koktajle). Jechalismy samochodem przyjaciela G, który jest dwu-drzwiowy (ja z reguly siedze z tylu…). Nie chcieliśmy marnować czasu na składanie krzesła, zebym mogla wejść na tyl (tzn. oni nie chcieli, bo gdy G siadla na siedzenie pasażera, myslalam, ze zapomnieli o mnie lub chcą mnie zostawić na parkingu pod Healthys), wiec kazali usiasc mi na kolanach G. Na początku popatrzyłam na nich dość dziwnie (pewnie moja mina mowila cos w stylu ‘a wszyscy sa zdrowi?’) i wtedy padlo jedno zdanie: ‘Welcome to America, Ula!’. No to wsiadłam i musze przyznać, ze było zabawnie (zwłaszcza wtedy, gdy inni kierowcy się z nas smiali).
Znalezienie miejsca na parkingu przy boisku nie było wielkim wyzwaniem, większym wyzwaniem było dotarcie z parkingu na boisko. Wybralismy oczywiście zla droge (mimo tego ze pytałam się, czy to na pewno dobra droga…) i przez to musieliśmy isc przez czyjes podwórko (trochę cykalismy się, ze nas wygonia :P). No ale nic się nie stało i szczęśliwie dotarliśmy na boisko. Od razu poszliśmy do sekcji dla uczniów. Uwielbiam tam być! To jest chyba najprzyjemniejsza rzecz z całego meczu! Niewazne czy przegrywamy, czy wygrywamy (co się jeszcze nie zdarzylo…), wszyscy się ciesza, krzycza i bawia. Poznalam tez dwóch chlopakow, z którymi z małymi przerwami przegadałam pol meczu. I wszystko było spoko, dopóki jakos pod koniec rozmowy jeden z nich zapytal mnie jak się nazywam. I wtedy ZONK. ‘Czekaj, to ty jesteś wymiencem? Wow, twój angielski jest calkiem dobry’.  To było dosyć zabawne i te ich miny… bezbłędne. Ale wiedzieli przynamniej, ze Polska jest w Europie, wow.
Po meczu pojechaliśmy do nas do domu, wlaczylismy jakiś film, zamowilismy pizze (nie ukrywam, ze bylam wykonczona, wiec tylko czekałam do 00, az przyjaciel G pojdzie i będę mogla pojsc spac/ mogłam pojsc oczywiście jak on był, ale nie chciałam tracic dobrej zabawy :P).

Sobota (7.09)
Mialysmy wstać bardzo wcześnie i już z samego rana jechać do babci. No wiec ja nastawiłam sobie budzik jakos przed 8, bo chciałam się jeszcze umyc itp. Kolo 9 już bylam gotowa, nawet zdarzyłam zjeść sniadanie. Ale G jeszcze spala… Moja druga host siostra poszla ja obudzić. Wiec jak zeszla na dol, to musiala zjeść sniadanie, co zajelo jej gdzies tak z godzine… A i jeszcze prysznic przecież! Wiec zamiast wyjechać o 9, wyjechalysmy o 11! No ale ok. Teraz zaczyna się najsmieszniejsza czesc dnia (no prawie). Babcia mieszka niedaleko Columbus, czyli ok. 1 h od Coshocton. Wszystko spoko, tylko gdybyśmy znaly droge… To był pierwszy raz, kiedy G jechala gdzies sama za miasto (i akurat ze mna…/ przed naszym odjazdem hmama pozegnala mnie tak: milo było cie poznac, bo nie jestem pewna, czy uda wam się wrocic, milej podrozy do Kanady :P). Już przy samym wyjeździe z naszej ulicy G skrecila w zla strone… (ale szybko się zorientowala :P). No dobra , to jedziemy. Jejku, w zyciu chyba nie widziałam tylu martwych zwierzat na drodze… To było okropne. Nie mam pojęcia jak ci ludzie jezdza…  Przed 12 dotarlysmy szczęśliwie do domu babci (nie zgubilysmy się ani razu, wiec bylysmy naprawdę dume/ pomijając fakt, ze G czasem jak jechala, to gadala: ‘Nie mam pojęcia co ja robie, ale jedziemy’… :P), a babci nie było w domu (hehe). Pojechala sobie na zakupy do miasta, wiec najpierw czekalysmy na nia na dworze, ale później G jakos znalazła klucz, wiec weszlysmy do domu. Odpoczelysmy sobie chwile (tak, podróż samochodem jest niezwykle meczaca :P) i od razu jak babci przyszla, to pojechalysmy do Columbus na zakupy. Rozgladalysmy się glownie nad sukienkami na homecoming, ale kupiłam sobie tez kilka codziennych ubran. Znalazlam kilka sukienek, które moglyby byc, ale jeszcze mamy jechać na weekendzie w jedno miejsce, wiec nie chciałam kupować. Pozniej poszlysmy na lunch i popołudnie zakonczylysmy kawa w Starbucks’ie ;)
Wieczorkiem pojechalysmy do pobliskiego miasta na szkolny mecz footballu (tak dla odmiany :P). Była tam kuzynka G z rodzicami. Od razu poszlysmy do sekcji dla uczniów (bo tam jest najfajnie). Poznalysmy kilka osob, które od razu się jaraly, ze jestem exchange student, bo nigdy jeszcze nie poznaly kogos takiego :P Pozniej przyszla jeszcze jedna dziewczyna i zaczal się dramat. Prawdziwy ‘high school drama’. Okazalo się, ze jest jakiś konflikt miedzy dwiema dziewczynami i jedna z nich praktycznie nie ma przyjaciol, a druga ma cala grupke, która już była gotowa bic tamta biedna samotna dziewczyne. Nawet jedna z tej bandy wyszla niedawno z wiezienia (oO). Koniec koncow nikt nikogo nie pobil, ale i tak skonczylo się na potoku lez. Dla mnie to było trochę smieszny, bo gdy zapytałam się od czego się to wzielo, to nikt nie był w stanie podac mi choć jednego powodu… (te amerykańskie nastolatki i ich problemy :P). Gdy się zegnalysmy z kuzynka i jej rodzicami, to wszyscy mnie przytulili, bo powiedzieli, ze nie ma tutaj moich rodzicow, wiec potrzebuje ‘hug’ (jak słodko ;)). Ok. 22 wrocilysmy do domu i babcia poszla czytac ksiazke do lozka, a my zostalysmy w kuchni i sobie gadalysmy. Posiedzialysmy tam z pol godziny, bo obie bylysmy bardzo zmeczone. Polozylysmy się do lozka i mimo, ze chciało nam się spac, to nie moglysmy zasnąć, wiec zaczelysmy gadac tak o wszystkim (chłopakach, szkole, imprezach itp.). Duzo się smialysmy. Już teraz na pewno wiem, ze zostaniemy z G przyjaciółkami (lub już jesteśmy ;)).

W niedziele (8.09) nic szczególnego nic się nie dzialo. Rano bylysmy w kościele, później obejrzalysmy ‘High School Musical 3’, bo leciał w tv i ok. 14 ruszylysmy w droge powrotna do domu. Była tam moja druga hsiostra, która ogladala ‘Harry’ego Pottera’ (w tv był jakiś weekend z HP), wiec się do niej przylaczaylam z G. Gdy hosci wrócili ze swojej wycieczki (spędzili weekend na lodzi ze znajomymi), to pojechaliśmy na kolacje do meksykańskiej knajpki. Wieczorem poszlamobejrzec jak G i htata pracuja nad jej samochodem ( to ciezarowka taka jak Belli ze ‘Zmierzchu’ :P).

Gdy schodziłam rano w poniedziałek (9.09) na dol na sniadanie w domu było dziwnie cicho, wiec sprawdziłam na telefonie, czy aby na pewno jest poniedziałek, a nie niedziela. Jednak się nie pomyliłam, był poniedziałek (niestety). W szkole poza tym, ze zapowiedziano nam na czw quiz z American Government + essay i quiz z matmy, to nic się specjalnego nie wydarzyło. Chyba ze powinnam zaliczyć pytanie jednej z seniorow typu: ‘jaka pora roku jest po lecie?’ do interesujących…  A no i jeszcze na AG nauczyciel oddal nam nasze testy i zgadnijcie ile miałam procent? … Tak! 100%! Hehe Oprocz tego na Healthy Living mielismy zastępstwo z takim smiesznym nauczycielem. Powinnismy czytac na forum klasy temat z książki, ale zamiast tego wygladalo to tak: ktoś przeczytal może ze dwa zdania i zaraz nauczyciel przerywal, bo musial opowiedzieć jakas wazna historie ze swojego zycia, która akurat była powiazana z tym tematem, a później było tylko tak: no ja chyba za dużo gadam, musimy przeskoczyć te czesc, bo się nie wyrobimy z całym tekstem (chyba ze wszystkimi historiami :P). Po południu poszlam do osrodka sportu na zajecia fitness. Było bardzo fajnie oprócz tego, ze srednia wieku tam to jakies 45 lat… Od razu gdy weszłam, to jakies panie podeszly do mnie i zapytaly się, czy jestem wymiencem (nie mam bladego pojęcia skad wiedziały). Po zajęciach wyszłam przed budynek i czekałam na moich hostow. Minelo ok. 10 min, a ich dalej nie bylo, wiec poszlam do recepcji, żeby zadzwonić, no ale co? Poczta glosowa! Wyszlam znowu przed budynek i stalam jak glupia. Już prawie stracilam wszelkie nadzieje, ze ktoś mnie odbierze i wtedy zobaczyłam czerwonego jeep’a. Uratowana! Okazalo się, ze pojechali na zakupy do sklep, który jest na obrzeżach miasta, wiec trochę im zajela droga powrotna. Ale nie zapomnieli o mnie :)

We wtorek (10.09) był jeden z najgorętszych dni w roku. Masakra. I na dodatek akurat tego dnia nie miałam podwozki po szkole (G zaczela plywac przed sezonem, wiec w pon, wt i czw nie mam podwozki, bo ona zostaje po szkole na basenie, co mi się bardzo nie podoba :P). Nie chciałam tym razem nikogo prosić o podwozke, bo nie mam pojęcia kto mieszka kolo nas, a paliwo tanie nie jest (zwłaszcza kiedy jesteś nastolatkiem), wiec zaczelam isc… Na dworze jakies 37 stopni C, a jedyna znana mi droga do domu, to ta która każdego dnia jeździmy (jest ona dluzsza, bo z powodu budowy nowej szkoły trzeba jezdzic trochę na około…). Ludzie, którzy mnie mijali w samochodach patrzyli się na mnie jak na wariatke (kto normalny w taki gorąc idzie na piechotę z milionem książek i zeszytow?). No ale fakt, latwiej jest popatrzeć i zrobić dziwna mine, niż zaproponować podwozke… Nie bylam nawet w polowie drogi (polowie, ba 1/3 nawet), gdy zaczelam się strasznie pocic i wtedy uslyszalam: ‘Hej, Ula! Potrzebujesz podwozki?’ Odwrocilam się, żeby zobaczyć kto to. To było jak zbawienie! Bez chwili zawahania powiedziałam tak. Nie bylam pewna kto prowadzil, widziałam tylko jedna dziewczyne, która siedziała na siedzeniu pasażera (to corka przyjaciol moich hostow). Okazalo się, ze kierowala dziewczyna, z która miałam homeroom (bo zamienila jakies przedmioty i teraz nie mamy już razem hroomu). Duzo gadalysmy podczas tego hroomu (mimo ze nie można było hehe), wiec nie miała zadnego problemu, żeby podwieźć mnie pod sam dom. Po południu znowu poszlam na zajecia do Kids America (to ten ośrodek sportowy). Tym razem było to Zoomersice (cos a’la zumba + trochę cwiczen fitness). Srednia wieku przyblizona do poprzednich zajec, ale była tez jedna dziewczyna na oko 20 lat (jednak gdy weszłam na sale, to myslalam, ze jest trochę więcej młodych osob, bo praktycznie wszystkie te kobietki były poubierane w jaskraworozowe stroje :P).

W srode (11.09) podczas lunchu poszlam poprawić sprawdzian z matmy (dostałam B i w sumie tylko dlatego, ze zle zrozumiałam jedno zadanie i przez to zle je zrobiłam). Moi znajomi, z którymi jem lunch nie wiedzieli, ze mam ten test, wiec później jak ich spotkałam na korytarzu, to się mnie wypytawali, gdzie bylam, co mi się stało itp. (jacy kochani <3). Po lunchu wszystkie lekcje trwaly tylko 25 min, bo mielismy jakies zebranie w audytorium pod koniec dnia. Gdy siedziałam w guidance office, zauwazylam jak do szkoły przyszedł jakiś nowy chłopak. ‘Oooo, czyzby nowy exchange student?’ – pomyslalam (nie ukrywam, ze ucieszyłabym się, bo był bardzo przystojny ;)). O 1.30 mielismy to zebranie. Myslalam, ze będzie to jakies zgromadzenie upamietniajace 9/11, no ale się pomyliłam. Ten ‘exchange student’ to niestety nie był nowy uczen, tylko speaker, a to zgromaczenie to było jego show. Okazalo się, ze to ‘motivational speaker’, a jego przemowa była awesome! To wygladalo trochę jak TED. Mowil on tak swobodnie i w bardzo smieszny sposób. Zapamietalam jedno zdania: ‘Your problems don’t say who you are but the way how you handle with them’. Oprocz tego duzo zartowal, np. ze sposobu pozowania chlopakow I dziewczyn na zdjęciach. Było mega zabawnie i to dużo lepsze niż jakas nudna przemowa dyrektora.
Po południu zostałam zaproszona do Kosciola Nazaretanow (to jakiś odłam chrzescijanstwa). Na początku nie chciałam isc, bo myslalam, ze to jakas sekta czy cos, ale hosci powiedzieli, ze nic mi nie będzie, ze to nie jest sprzeczne z moja religia (oni sami sa katolikami). Pozniej stwierdziłam,  ze jestem tutaj, żeby poznawać nowe rzeczy. Wiec poszlam i się swietnie bawiłam. Było to spotkanie tylko dla młodzieży i nie odbywalo się w kościele, tylko w sali z telewizorem, sklepikiem, stolem do ping-ponga i pilkarzykami. Poznalam tam trochę nowych ludzi ze szkoły, ale najwięcej czasu spedzilam z innymi wymiencami (wszyscy zostaliśmy zaproszeni na to spotkanie ;)). Gralismy w jakies gry, a później była przemowa takiego pastora (czytaliśmy tez biblie, ale maja oni inna biblie niż katolicy, dla ‘new believers’), krotka modlitwa i do domu. Wracalam z taka dziewczyna, co mieszka na tej samej ulicy i jej tata. Zadawal mi pytania skad jestem itp. Ku mojemu zaskoczeniu dużo wiedział o Polsce i jak powiedziałam, ze Lublin jest blisko od granicy z Ukraina, zapytal się mnie, czy to niedaleko tego miejsca gdzie był wybuch (Czarnobyl). Zaskoczyl mnie, ale pozytywnie (to lepsze niż robienie dziwnej miny, gdy tylko powiem, ze jestem z Polski). Pozniej razem z hostami poszlam przywitać dziadkow, którzy wrócili z pobytu w Maine (byli tam ok. 2 miesiace). Jednak musieliśmy szybko wracac, bo ja miałam jeszcze trochę nauki do quizow.

Czwartek (12.09) był ostatnim dniem szkoły przed weekendem (z powodu Teacher’s Day w piątek). Tego dnia bylam kompletnie nieprzytomna, bo w nocy spalam tylko 4 h (musiałam czekac na telefon z polskiego banku, żeby potwierdzić przelew… dlaczego ludzie z banku dzwonią przed 8 rano??? – 8 rano polskiego czasu, czyli o 2 nad ranem tego czasu). Wiec czekałam do tej 2 w nocy i co oczywiście? Nikt nie zadzwonil! Wkurzylam się i poszlam spac. O 2.30 uslyszlam mój telefon, ale przez pomylke zamiast odebrać, to odrzuciłam polaczenie (fail…). Probowalam oddzwonić, ale się nie dalo (nie mam pojęcia dlaczego). Wiec wrocilam do spania (zostało mi jakies 3 h snu, wiec musiałam korzystać). O 6 wstalam, żeby wziąć prysznic i w momencie gdy wyszłam spod prysznica, uslyszalam telefon. To był bank! (thanks God). Czyli przelew zaakceptowany i już nie musze się martwic, ze przez to mogę nie pojechać na rotariańskie wycieczki (jade w grudniu do Disney Worldu na Florydzie, a w czerwcu na z\Zachodnie Wybrzeże ;)). W szkole się za wiele nie dzialo. No może poza tym, ze padalo caly dzień, a ze był to czwartek to ja nie miałam podwozki. Wiec na każdej lekcji modliłam się, żeby przestalo padac. No i przestalo, ale i tak nie było tak latwo, bo nie wiedziałam jak dojść do domu. Podczas American Government gadałam z jakas dizewczyna i poprosiłam ja, żeby wytlumaczyla mi jak dojść do mnie do domu, bo wiedziała gdzie jest. Kiedy zaczela mi opowiadac, od razu stwierdzialam, ze na bank się zgubie, wiec w końcu chcąc nie chcąc zaproponowala mi podwozke (jak milo ;)). A no i na Honors English nauczyciel dal nam batony za to, ze swietnie napisalismy pre-testy (uwielbiam te szkole :P). Po południu bylam na zajęciach strech&flex, a po kolacji htata stwierdził, ze ma ochote na pumpkin pie ice creams, wiec pojechaliśmy do lodziarni. Były pyszne! A’propos dyni zaczela się rozmowa o halloween. Powiedzialam im, ze w Polsce nie obchodzimy tego swieta, wiec chciałabym zrobić tutaj trick or treat. Hmama powiedziała, ze musimy mi znaleźć jakies male dzieci do opieki, żebym nie wygladala jak jakas dziwna nastolatka, która majac  17 lat dalej bawi się w zbieraniu cukierkow (stwierdzila, ze jak będę ‘babysitter’ to ludzie tym bardziej będą dawac mi cukierki, bo powiedzą, ze jaka jestem dobra, ze się opiekuje młodszymi dziecmi). Teraz musze się tylko zastanowić jaki kostium chce. Jakies pomysły???

W piątek (13.09) był dzień nauczyciela, co oznacza brak szkoły. Wykorzystalysmy ten dzień na poszukiwania sukienek na homecoming w Columbus. Przymierzylam ponad 30 sukienek i wcale nie zartuje. Wahalam się miedzy 7, ale w końcu wybrałam jedna. Na początku moich poszukiwan miałam jasno określony cel: czarna lub kremowa sukienka, ale po przymierzeniu kilku sukienek stwierdzialam, ze jednak chce sukienke, która będzie mowic „Patrz na mnie!” (chce żeby wszyscy zwracali na mnie uwagę, gdy wejde na sale i to w taki pozytywny sposób). Razem z hmama i hsiostra stwierdzilysmy, ze potrzebuje czegos błyszczącego i na pewno nie czarnego. Mój ostateczny wybor: turkusowa blyszczaca sukienka bez ramiączek. Jest cudowna, ale nie pokaze wam na razie jej zdjęć, bo chce zebyscie zobaczyli już końcowy efekt razem z fryzura i wszystkimi dodatkami :P. Do domu wrocilysmy przed 5 i mialysmy chwile czasu przed odjazdem na mecz. Tym razem był to mecz away. Hrodzice tez jechali, wiec nie musialysmy się martwic o podwozke (G niezby lubi jezdzic gdzies poza miasto). Niestety pogoda nam nie dopisywala. Było bardzo zimno i kropil deszcz. Gdy dotarliśmy na mecz, mega się zdziwiłam, gdy ujrzałam sekcje uczniowska. Zwykle jest przepelniona i wszyscy się pchaja, żeby stać na samym przodzie. Tym razem bylam tylko ja, G, pare naszych koleżanek (te z którymi bylysmy na pierwszym meczu) i trochę freshmenow (wśród nich moich dwóch kolegow z powrotu z poprzedniego meczu away). Było tak strasznie zimno, ze normalnie zamarzalysmy (kto pomyslal, ze będzie tak zimno? Nikt nie był odpowiednio ubrany…), dlatego podczas meczu kilka razy odwiedzilysmy sklepik, żeby zaopatrzyć się w goraca czekolade. Nasza druzyna tak dla odmiany przegrala (hehe), ale przynajmniej zdobyla jakies punkty (cale 7., ale to i tak lepsze niż 0 jak na poprzednich dwóch meczach :P). Gdy wychodzilysmy z G, siostra jednego z tych freshmenow (ona jest seniorem) powiedziała, ze on powiedział, ze mnie kocha, na co ja odpowiedziałam, ze to mile (ale chyba powinnam powiedzieć, ze ja tez siebie kocham hehe). Po drodze do domu zatrzymaliśmy się cos przekasic w Wendy’s. Pojechaliśmy tam tylko dlatego, ze mieli ‘Freestyle Coke’ i chcieliśmy zobaczyć, co to jest. I to było ekstra. Podchodzisz z kubkiem do maszyny z napojami i możesz sobie wybrać praktycznie dowolny smak praktycznie wszystkie (od coli, przez wode, po jakies inne gazowane napoje). Ja wybrałam coca-cole zero malinowa ;) Gdy wrocilismy do domu, było jakos po 11 i wszyscy byli tak zmeczeni i zmarznięci, ze od razu poszliśmy spac.

Sobota (14.09)
Sniadanie po amerykańsku – gofry z jagodami i syropem klonowym <3
Kolo 11 pojechalam z hmama i G szukac butow do mojej sukienki. Znalazlysmy po prostu idealnie pasujące buty! Srebrne szpilki, takie jakby sandały, ale z zakryta pieta. Maja identyczne diamenciki jak na mojej sukience (teraz musze tylko kupic bizuterie, wybrać fryzure, pojsc do fryzjera i na pedicure ;)). Po powrocie przygotowalysmy lunch, a później G z htata poszli pracować nad samochodem, a ja z hmama pojechalysmy po zakupy (wieczorem przychodzili do nas znajomi obejrzeć mecz). Chcialam upiec im polskie ciasteczka i potrzebowałam do tego białego sera, ale bylysmy w dwóch sklepach i nie mieli go (potrzebuje go tez do pierogow, wiec będziemy musieli poszukać w jakims międzynarodowym sklepie czy cos). Zamiast tego zrobilysmy z hmama peanut butter cookies i chocolate chips cookies (nie musze chyba dodawać, ze były przepyszne :P). Po 6 zaczeli schodzić się goście. Wspolnie zanieśliśmy jedzenie do piwnicy (tam maja projektor i kino domowe). Na początku nie chciałam z nimi ogladac meczu, wolalam jakiś film czy cos, ale później stwierdziłam, ze film mogę obejrzeć kiedy tylko zechce, a takie spotkanie moglo być jedno (na pewno będzie więcej, no ale sami rozumiecie :P).  Wiec poszlam razem z nimi na dol i nie zaluje. Spedzilam naprawdę milo czas i wcale za bardzo nie zwracałam uwagi na mecz (plotkowalam i smialam się z dorosłymi, no i jadlam, bo było dużo dobrego jedzonka :P (nie)stety…).


Wstawiam fotke mojej szafki (nie mam w niej za wiele rzeczy, bo przerwy sa tak krótkie, ze nie mam czasu do niej chodzic/ a fotka nie jest jakiejś rewelacyjnej jakosci, bo robiona telefonem, a w szkole nie ma tez za dobrego swiatla).


Ulczix

piątek, 6 września 2013

Rozdzial IX: T.G.I.F. (Thank God It's Friday)!

Nareszcie piątek! Nie to, ze meczy mnie już szkola czy cos, po prostu mam już dość wczesnego wstawania…

Niedziela (1.09)
Nie mielismy jakichś szczególnych planow dotyczących tego, co będziemy robic. Rano poszliśmy do kościoła, a G do pracy. Kiedy wrocilismy htata uczyl mnie jak się jeździ na motorbiku (w zasadzie to to chyba nie był motorbike, tylko taki rower, na którym mogles poruszać się jak na normalnym rowerze lub jak na motorze, calkiem fajna sprawa). Było kupe smiechu, bo balam się na tym jezdzic. Na początku nie mogłam utrzymać równowagi, ale na szczęście się nie wywaliłam. Htata caly czas się ze mnie smial (przyznam, ze ja w sumie tez się smialam i balam…). Już miałam się poddac i stwierdzić, ze nie dam rady na tym pojechać, ale wiedziałam, ze później bym zalowala (no bo przecież to mogla być jedyna taka okazja w moim zyciu, nigdy nie wiadomo), wiec pojechałam. Mimo tego, ze to była krotka przejazdzka, to jestem dumna z siebie.
Pozniej poszlam pomoc htacie zbierac z lasu, który należy do jego rodzicow, drzewo. Jezdzilismy wozkiem golfowym po lesie i wrzucaliśmy pnie drzewa na taczke (no dobra, w sumie htata wrzucal, a ja się patrzyłam, bo nie dość, ze było to mega ciężkie, to jeszcze brudne i pelne robali). Serio, chyba nigdy wcześniej nie widziałam tyle owadow. Nie wspominając już o myszach i ropuchach… I po raz kolejny zagwarantowałam mojemu htacie trochę rozrywki, gdy piszczałam na widok każdego instektu.
Wieczor spedzilismy cala rodzinka przed telewizorem, ogladajac „Mama i ja” i objadając się ciastkami.
Poniedziałek (2.09)/ The Labor Day
Wstalismy wcześnie, wzielismy lodke i pojechaliśmy nad jezioro. Było naprawdę ekstra! Plywalismy na takim pontonie. W sumie nie wiem do końca jak to się nazywa, ale jakby taki ponton jest przyczepiony do lodki, jedna osoba (lub dwie) siada na tym pontonie i jest ciagnieta przez lodke (trzeba się bardzo mocno trzymać, bo bardzo latwo jest spaść! Ja na szczęście nie spadlam :P). Pozniej zjedliśmy lunch na lodce i musieliśmy wracac, bo G miała ostatni dzień pracy. Po tych wodnych zabawach bylam tak strasznie zmeczona, ze ucielam sobie drzemke (ale niestety niezbyt dluga, bo przyjechala siostra htaty z rodzinka). Nie widuja się oni często, wiec poszliśmy razem cos zjeść na miasto. Gdy wrocilismy do domu G już tam była i zaczela nam zadawac dziwne pytania, typu wolalbys być głuchy czy slepy? I tak z kuchni przenieslismy się na taras, gdzie spedzilismy caly wieczor grając w „wolalbys…?”. Było bardzo milo i smiesznie.
Wtorek (3.09)
Powrot do szkoły po długim weekendzie. Zbytniej ekscytacji nie było. I dzień również nie był za bardzo ekscytujący. Poznalam nowego chłopaka podczas lunchu, który od razu gdy powiedziałam swoje imie powiedział „O, wiec to ty musisz być ta dziewczyna z Polski!” :) Po szkole okazało się, ze G musi zostać po zajęciach, bo w piątek przyszla spozniona na niemiecki. Powiedziala, ze mogę na nia poczekać lub wracac do domu. Nie chciało mi się spedzac kolejnej godziny w szkolnym budynku, wiec wybrałam to drugie. Ostrzeglam ja, ze jak się zgubie, to będzie smiesznie i będę dzwonic. Wiec wyszłam ze szkoły po tym jak jeden z freshmenow zaczal mnie podrywac (miał chyba z 1,4 m wzrostu, no dobra może trochę przesadzam, ale był niski). Kiedy bylam już na zewnątrz zobaczyłam znajomych G. Podeszlam do nich i zapytałam, czy ktoś moglby mnie podwieźć do domu. Oczywiście, ze się zgodzili ;) Wiec zamiast długiego spaceru, miałam krotka przejazdzke w milym towarzystwie. W domu nikogo nie było, wiec musiałam sobie otworzyć specjalnym kodem drzwi garażowe. Na szczęście go pamietalam. Szczesliwa podchodzę, wstukuje cyferki, naciskam guzik ‘open’, a drzwi się nie otwierają…  Jestem spokojna, „pewnie zle wpisałam cyferki” – mysle, wiec proboje jeszcze raz, ale dalej to samo. Wyslalam smsa do G, ale nie dostałam zadnej odpowiedzi. Nie wiedziałam, czy hosci wiedzieli, ze G musiala zostać w szkole, dlatego nie chciałam do nich dzwonic z pytaniem o kod, no ale tez nie chciałam bezczynnie siedzieć na tarasie i czekac jak na zbawienie. Wiec zadzwoniłam do htaty. Okazalo się, ze kod był dobry, tylko po nacisnieciu ‘open’ powinnam nacisnąć jeszcze jeden guzik, który okreslal, które drzwi garażowe chce otworzyć (jest ich 3). Pozniej już pozostalo mi już tylko wylaczyc alarm w domu, ale to umiałam zrobić (dumny). Kolo 17 pojechalam z G i jej przyjacielem do pobliskiego miasta na mecz siatkowki dziewczyn z naszej szkoły. Mimo ze nie wygraly, to mecz był naprawdę dobry. Po meczu wybraliśmy się na kolacje do meksykańskiej knajpki (do tej pory się jeszcze nie przyzwyczaiłam, ze tutaj nie trzeba placic za wode do picia). Kolo 22 bylysmy z powrotem w domu. Bylam bardzo zmeczona (z reszta jak co dzień), wiec wzielam szybki prysznic i poszlam spac).
Środa (4.09)
W srode na mój angielski przyszedł jakiś nowy uczen. Wiedzialam, ze ma przyjechać nowy exchange student z Wegier, ale nie bylam pewna czy to on. Jednak gdy odpowiedział na pytanie nauczyciela, wszystko było wiadomo. TO WYMIENIEC! Ucieszylam się, ze mam z nim lekcje. Chcialam do niego zagadać, ale gdy dzwonek zadzwonil, to szybko się ulotnil. Podczas homeroomu uczylam się trochę do testu z American Govt. Pozniej był lunch. W stolowce zobaczyłam tego chłopaka z Wegier, wiec podeszlam się upewnić, czy to na pewno on. Powiedzialam, ze tez jestem wymiencem, na co on „O, wiec to ty musisz być Ula!”. Jej, jak milo, ze wszyscy wiedza kim jestem ;) Okazalo się, ze chłopak z Finlandii, z którym mieszka, mu o mnie opowiadal.
Wydaje mi się, ze ten test poszedł mi dobrze. Był calkiem latwy. Mimo to niektórzy i tak musieli sciagac, co było dla mnie zabawne. Jeden chłopak chciał być taki sprytny, ze polozyl sobie na sąsiedniej lawce swoje książki, a na wierzchu study guide (gdzie miał wszystkie odpowiedzi do testu) i spisywal. Jednak nie przechytrzyl nauczyciela, bo ten gdy chodzil po klasie, schowal mu te kartke (hehe taki zarcik). Pozniej miałam guidance office (czyli godzina siedzenia w gabinecie i ewentualne pomaganie szkolnym konselorom). Na szczęście już nie musze tam siedzieć sama, bo jest ze mna jedna dziewczyna i ten chłopak z Wegier ;)
Popołudniu poszlam do dance studio na zajecia jazzu, jednak teraz wiem, ze to był blad. Jak się okazało, to wszystkie dziewczyny tam tancza od 3. roku zycia, wiec wyobrazcie sobie mnie, która nigdy wcześniej nic nie tanczyla, wśród zaawansowanych tancerek, awkward… No ale nikt się ze mnie nie smial (tutaj w ogole nikt się z nikogo nie smieje, wszyscy ciesza się, gdy ktoś czegos nie umie, a mimo tego probuje, ludzie tutaj naprawdę maja ogromny dystans do siebie, mam nadzieje, ze trochę im podkradne tego dystansu przez ten rok ;)).
Czwartek (5.09)
Na algebrze bawiliśmy się kalkulatorami, ale nie była to fajna zabawa (serio, jedyna trudna rzecza dla mnie na tej matmie jest obsluga kalkulatora). Na szczęście dzień wcześniej G wszystko mi pokazala, wiec nie było tak zle. Musielismy dokonczyc zadania z poprzedniej lekcji, czego ja nie musiałam robic, bo zrobiłam to dzień wcześniej. Zamiast na matematyce, skupiłam się na rozmowie z chłopakami z druzyny pływackiej. Oni także mi powiedzieli, ze wcale nie musze być dobra, tylko zebym sprobowala, wiec już się nie waham nad wyborem pływania jako zimowy sport, na pewno to zrobie! Podczas lunchu zapytałam się dziewczyn jak można zdobyc jersey od footballisty na mecz. Powiedzialy, ze wystarczy poprosić jakiegoś zawodnika. Wiec wstałam, podeszlam do stolika pelnego graczy i poprosiłam o koszulke. Oczywiście, ze mi dali ;) Gdy wrocilam do mojego stolika, dziewczyny powiedziały, ze one nigdy nie odwazylyby się podejść i poprosić (hehe). Po szkole zostałam na chwile, żeby w końcu przystroić swoja szafke (nawet przykleiłam naklejke z napisem POLSKA). G już czekala na mnie w samochodzie, wiec musiałam się spieszyć. Gdy wychodziłam ze szkoły spotkałam znajomych z piątkowego meczu oraz tego małego freshmena z wtorku. Tym razem zatarasowal mi droge tak ze nie mogłam przejść, za co później mnie przepraszal i zaczal przytulać…oO
Po południu znowu poszlam do dance studio na zajecia „strech&flex”. Były fajowe, torche podobne do jogi, co mi się bardzo podoba, bo cwiczylam joge w Polsce, a tutaj nie ma… Na to akurat mam zamiar chodzic co tydzień.
Piątek (6.09)
Wstalam dzisiaj o 6.00! Nie martwcie się, nie było to z własnej woli. O 7 mialam zebranie Key Club (taki klub, który zajmuje się wolontariatem itp.). Mimo ze było tak wcześniej, bardzo dużo ludzi przyszlo na ten meeting (zdziwilo mnie to, bo w polskiej szkole gdyby jakiś nauczyciel zrobil tak rano spotkanie, to nikt by nie przyszedł…). Przez te wczesna pobudke caly dzień mi się dluzyl… Bylam strasznie zmeczona, myslalam, ze usne. Chcialam się zdrzemnąć po powrocie ze szkoły, no ale nie wyszlo (post sam się nie napisze…;)). Dzisiaj wieczorem jest mecz footballu, wiec lece ubrać moja jersey! Go Skins!


Wrzucam kilka fotek z poniedziałkowego wypadu nad jeziorko!




a tutaj prawie spadam z pontonu! 









Ulczix

niedziela, 1 września 2013

Rozdzial VIII: Pierwszy mecz (a raczej mecze) - zaliczone!

 Na początku to musze się wam do czegos przyznać. Jestem tutaj już 2 tygodnie, a do końca chyba jeszcze nie zdaje sobie sprawy, ze moje największe marzenie staje się rzeczywistoscia. Nie doszło jeszcze do mnie to, ze jestem tym upragnionym ‘exchange student’. Może to dlatego, ze wszyscy sa tutaj dla mnie tacy dobrzy, ze czuje się jak w domu. Już nawet przyzwyczaiłam się do angielskiego w takim stopniu, ze nie czuje roznicy miedzy polskim (pomalu zaczynam myslec po angielsku, wiec teraz czekam już tylko na sny po angielsku). Powoli do mnie dociera to, ze rok to wcale nie jest dlugi okres czasu (jeszcze dobrze się to wszystko nie zaczelo, a ja już mysle, ze to się zaraz skończy). Dlatego mam zamiar wykorzystać kazda sekundę spedzona tutaj (bo wyspac to ja mogę się po śmierci lub w powrotnym samolocie…;)).

Wtorek (26.08)
Bylam na kolejnym spotkaniu lokalnego klubu Rotary. Z racji tego, ze było o 12 pm, mój htata odebral mnie o 11.30 am (urwalam się troszkę z lekcji :P). Na spotkaniu zjedliśmy lunch, pogadaliśmy, pograliśmy w kalambury. Było smiesznie. No i poznałam wreszcie moja konselorke, wydaje się mila. Mialam wrocic do szkoły na 1 pm, czyli akurat na American Government, ale mój htata jeszcze z kims rozmawial i przez to dotarlam do szkoły na 1.20 pm. Zanim jednak poszlam do klasy, musiałam udac się do gabinetu ‘attendance’, żeby wpisac się na liste przybytych i dostać pass (usprawiedliwienie/przepustke dla nauczyciela). Tak się spieszyłam na zajecia (była to dopiero moja druga lekcja govt., bo zmieniłam w pon), ze prawie wywaliłam się na schodach. Nie miałam tez czasu, żeby zdjąć rotariańskiej marynarki. Siega mi ona do polowy uda, a ze tego dnia było goraco (z reszta jak na razie jak co dzień) i miałam na sobie krótkie spodenki, to gdy weszłam do sali, wszyscy się na mnie dziwnie patrzyli, bo myśleli, ze nie mam spodni (ale rozwiałam ich wątpliwości zdejmując zakiet).
Po południu pojechalysmy (ja&G) na mecz soccera chlopakow. Było fajnie. Oczywiście wygraliśmy :P Poznalam tez sporo nowych ludzi, którzy na początku nie wiedzieli, ze jestem wymiencem. I oczywiście polowy imion nie pamiętam, ale już się przyzwyczaiłam do tego :P Kolo 7 pm wrocilysmy do domu na kolacje, a później razem z przyjaciomi G obejrzalysmy final ‘Pretty Little Liars’. Troszke bylam zszokowana finalem sezonu, ale oni to normalnie przezywali, jakby swiat caly im się zawalil (dla mnie to było trochę zabawne :P).

Środa (27.08)
Picture Day! Mam nadzieje, ze jakos wyszłam na tym zdjęciu (mimo ze bez uśmiechu z zebami, do którego się już powoli zaczynam przyzwyczajać… oni tutaj wszyscy się tak usmiechaja i jeszcze mi tez kaza się tak usmiechac!). Oprocz tego zmienili mi tez lunch (zamiast A mam B). Z jednej strony się ciesze, bo jest trochę później, ale to i tak jest za wcześnie na jedzenie. Ale teraz przynajmniej spędzam go z wieksza grupa osob, które znam. Na angielskim poszliśmy do sali komputerowej, żeby przepisac nasze eseje. Usiadl kolo mnie jakiś chłopak, który powiedział, ze jakbym chciała, żeby przeczytal mój esej i wylapal mi ewentualne bledy, to zebym się nie bala, bo dużo osob go o to prosi. Gdy powiedziałam, ze jestem wymiencem z Polski, to bardzo się zdziwil (nie to ze cos, ale jesteśmy razem na tych zajęciach od początku roku i moje imie i nazwisko ani trochę nie brzmi jak angielskie…). Na algebrze nauczyciel zadal pytanie, na które nikt oprócz mnie nie znal odpowiedzi albo bal się odezwac (no bo nie da się ukryc, ze trzeba być geniuszem, żeby powiedzieć, ze wspólnym mianownikiem 7 i 2 jest 14…). Odpowiedzialam chyba jednak trochę ironicznym tonem, bo nauczyciel mi powiedział dla zartow, ze teraz mogę się smiac z tych wszystkich glupi dzieci w amerykańskich szkołach (tylko on to ujal w trochę mniej obraźliwe słownictwo :P).
Po szkole razem z hmama i G pojechalysmy na dzień otwarty do studia tanecznego. Okazalo się, ze oferują darmowe zajecia dla exchange students (kolejny + do bycia wymiencem!). W przyszłym tygodniu mam zamiar pojsc na wszystkie zajecia, które sa przeznaczone dla mojej grupy wiekowej, żeby zobaczyć, co mi się podoba i na co chce chodzic. Pozniej zjedliśmy chinszczyzne na kolacje i razem z hmama poszlam na spracer z psem. Gdy wrocilysmy, zaczelam ja uczyc polskiego (w jej ustach to brzmiało jak chiński :P).

Czwartek (29.08)
W szkole w sumie się nic szczególnego nie wydarzyło. No może poza tym, ze podczas lunchu, gdy szlam wyrzucić smieci, stol pelen footballistow zaczal krzyczeć do mnie ‘hey’. Na początku zignorowałam ich, ale jak wracałam z kosza, to już się nie dalo ich ignorować, musiałam się zatrzymać i z nimi pogadać. Zaczeli zadawać podstawowe pytania, którymi juz powoli rzygam. Zapytali się, czy jestem nowa, czy exchange student, jak mam na imie itp. Jak im powiedziałam, ze jestem z Polski, to zrobili dziwne miny, do których już się przyzwyczaiłam, bo polowa ludzi w tej szkole nie wie, ze taki kraj w ogole istnieje.
Po południu znowu z G pojechalysmy na mecz soccera chlopakow, który znowu wygrali (ale tym razem walka była zacieta i jedyny gol zdobyli dopiero w końcowych minutach). Czesc meczu spedzialm z G i jej znajomymi, a czesc z dziewczynami z lunchu. Poznalam tez jedna nowa, która tez myslala, ze jestem po prostu nowa uczennica. Powiedziala tez, ze slyszala, ze  jest jakas dziewczyna z Polski, ale nie sadzila, ze to ja. Po meczu poszlam do G, żeby z nia wrocic. Znowu poznałam kilka dziewczyn, które już wcześniej zdazyly dodac mnie na insta ;)

Piątek (30.08)
Mialam pierwszy quiz (nie licząc quizow z Niemca, które sa prawie na każdej lekcji). Ten był z matmy, wydaje mi się, ze dobrze mi poszedł. Na angielskim czesc mojej klasy znowu udala się do sali komputerowej (no dobra tylko ja i jeden chłopak; chciałam wydrukować mój esej). Gdy razem z nauczycielem weszliśmy do tej sali, już inna klasa zajela czesc komputerow, ale pozwolili naszej dwojce skorzystać z kilku. Na tych zajęciach było tylko dosłownie kilka dziewczyn, a reszta to chłopaki, wiec jak tylko weszłam do Sali, to wszyscy się na mnie popatrzyli i szeptali do siebie zapewne, ze jestem ‘exchange student’ (no bo skad mogę wiedzieć o czym szeptali? :P). Pozniej był lunch i znowu stol footballistow cos zaczal do mnie gadac. Niestety zapomniałam zapakować sb jedzonko z domu i musiałam jesc to ohydne jedzenie ze szkolnej stolowki…
Po szkole razem z moja konselorka i osobami z Rotary pojechałam do banku zalozyc konto. Wrocilam kolo 5 pm do domu, zdazylam zmienić ubrania na cos w barwach szkoły i już od razu razem z G i dziewczynami z wczorajszego meczu pojechalysmy do Cambridge (ok. 1 h od Coshocton) na mecz footballu chlopakow z naszej szkoły (mój pierwszy mecz footballu w zyciu!). Jechalysmy dużym samochodem z glosna nastawiona muzyka, było nas 7 i dużo smiechu. Po drodze wstapilysmy cos jeszcze cos zjeść. Gdy weszlysmy na boisko, poszlysmy na strefe naszej szkoły i zaczelysmy szukac znajomych. Siedzialysmy (a raczej stalysmy na miejscach siedziacych) na wprost cheerleaderek z naszej szkoły. Mimo tego, ze kompletnie nie wiedziałam o co chodzi w tej grze i nasza druzyna grala beznadziejnie, to swietnie się bawiłam. Samochod mialysmy na parkingu kolo boiska, wiec trochę musialysmy czekac, żeby wyjechać. W drodze powrotnej jechal z nami jeszcze brat jednej z dziewczyn i jego kolega (mieli oni 14 lat). Tak mi się przyfarcilo, ze siedziałam z nimi na tyle. Gdy dowiedzieli się, ze jestem exchange student, od razu stwierdzili, ze to ‘awesome’ (no nie da się ukryc :P). Kiedy powiedziałam, ze jestem z Polski, to oczywiście co pierwsze zobaczyłam? Dziwne miny. Powiedzialam, ze to kolo Niemiec, to wtedy jeden z nich się zapytal, czy to w Europie. Drugi zadal mi pytanie, czy lubie Zydow, ja ze czego mam ich nie lubic. Na to on się mnie zapytal, czy lubie Hitlera, wiec ja go oswiecilam i powiedziałam, ze nie jestem z Niemiec, tylko z Polski, która jest kolo Niemiec i poza tym nawet ludzie z Niemiec nie lubia Hitlera. Troszke się pogubil. Pozniej już zadawali mi normalne pytania o Polsce, szkole, co sadze o Stanach itp. Do domu wrocilysmy kolo 23 i od razu poszlam się polozyc, bo bylam bardzo zmeczona, a rano wyjezdzalismy do Columbus.

Sobota (31.08)
Mimo ze to sobota, to znowu musiałam wstać bardzo wcześnie, bo o 8 am wyjezdzalismy do Columbus na mecz amerykańskiego footballu (Ohio State vs. Buffalo). Po drodze zgarnelismy jeszcze dziewczyne z Brazylii i przyjaciolke G. Był to mój drugi mecz, wiec już troszkę orientowałam się o co chodzi (z reszta patrzyłam się po prostu na ludzi i cieszyłam się i smucilam, kiedy oni). Było baaaaardzo goraco. Myslalam, ze się rozplyne (z reszta sadzac po koszulkach i zapachu innych osob to chyba nie tylko ja…). Przez to slonce tez się przepięknie opaliłam na dekolcie, ramionach, udach i nosie (przepięknie, czyli na czerwono/ mój htata stwierdzial, ze wyglądam uroczo jak Rudolf…). Hmama kupila mi przypinke z maskotka druzyny, będę miała do rotariańskiej marynarki ;) Po meczu wszyscy byli strasznie zmeczeni (i od slonca, i od wrazen), wiec pojechaliśmy prosto do Coshocton. Przespalam się trochę po drodze (nie tylko ja). Wieczorem hosci widzieli się ze znajomymi, wiec my z G pojechalysmy po jedzenie do Wendy’s i zjadlysmy w domu (nie mialysmy ochoty nigdzie wychodzić szczerze mowiac, przynajmniej ja nie miałam). Gdy nas nie było, to piesek narobil kupke na dywan (co dla mnie znowu było zabawne, a dla G nie, bo musiala sprzatac…:P/ w sumie to jakbym ja tak pare razy w tygodniu musiala sprzatac psie odchody, to to dla mnie tez nie byłoby zabawne).

Jeszcze nie wiem co będziemy jutro robic (1.09), na pewno pojdziemy rano do kościoła, wiec tez musze wcześnie wstać. W poniedziałek (2.09) jest Labor Day, wiec nie ma szkoły (a w Polsce to pierwszy dzień szkoły :P). W srode (4.09) mam test z American Government, wiec musze powoli zacząć się uczyc (tym bardziej, ze nie pisałam quizu).


Wstawiam trochę fotek z dzisiejszego meczu! Ohio State gora! Go Buckeyes!



OHIO


widzicie te usmiechy z zebami??? juz coraz lepiej mi idzie!


z Marina (dziewczyna z Brazylii)/ no dobra jeszcze troche zawodze z tym usmiechem z zebami


Marching Band


Mamo! Tato! Zrobilam sobie tatuaz na pamiatke!/ no dobra jeszcze troche zawodze z tym usmiechem z zebami...









Ulczix