sobota, 28 grudnia 2013

Rozdzial XVIII: Florida – The Sunshine State

 Zapewne pamiętacie, ze 7 grudnia wyruszyłam w moja wielka podróż do odległego stanu jakim jest Floryda (a jeśli nie pamiętacie to wlasnie wam przypominam ;)).Chcialam dodac ten post oczywiście zaraz po powrocie, ale wyszlo jak zwykle – checi wielkie, gorzej z czynami. Na szczęście podczas wycieczki notowałam wszystko każdego dnia, żeby nic mi nie umknelo podczas mojej relacji ;)

Na tej wycieczce było 38 osob + 4 opiekunowie. Wyszlo tak, ze podzieliliśmy się na 3 grupy: Asian people, którzy nie chcieli gadac po angielsku, South American people, którzy nie potrafili gadac po angielsku i ludzie z Europy lub ci, którzy jednak stwierdzili, ze jak sa w USA to będą rozmawiać po angielsku. Ja przynalezalam do tej ostatniej, w której skład wchodzili: 2 chlopakow z Niemiec, chłopak ze Szwajcarii, dziewczyna z Austrii, chłopak z Wloch, dziewczyna z Norwegii oraz chłopak i dziewczyna z Meksyku.

Sobota (12/07)
Po 12 wyjechalam z rodzicami mojej młodszej konselorki do Columbus. Podroz minela niesamowicie szybko i przyjemnie, super się nam gadalo. Ok. 2 pm dojechaliśmy o hotelu, gdzie spotkałam się z innymi wymiencami, a pozegnalam z nimi (rodzicami mojej konselorki). Musielismy czekac godzine lub dwie na nasze pokoje, wiec akurat mielismy dużo czasu, żeby się poznac. Pozniej była pizza party i czas wolny, czyli w dalszym ciągu gadanie i poznawanie się.

Niedziela (12/08)
Ok. 7.30 am rozpoczelismy nasza przygodę. Cel na ten dzień – dojechać do Orangeburg, St Carolina. Przez cala droge gadaliśmy, smialismy się, spaliśmy i ogladalismy Harrego Pottera. Podczas naszej podrozy dużo padalo, wiec zamiast dojechać na 6 pm, byliśmy w naszym hotelu po 8 pm. Do godziny 10 pm mielismy czas wolny, wiec poszliśmy cos zjeść do bardzo gustownej restauracji jaka jest McDonald’s (która mnie zawiodła, bo nie mieli McFlurrow z Reese’s cups…).

Poniedziałek (12/09)
Tego dnia również wyjechaliśmy ok. 7.30 am. Po drodze coraz bardziej było widać zmiane pogody (coraz więcej slonca, mniej sniegu). Gdy przekroczyliśmy granice stanu Floryda, zatrzymaliśmy się w punkcie powitalnym, gdzie dostaliśmy pomarańczowy/grejpfrutowy soczek i zrobiliśmy obowiązkowe grupowe zdjecie. Ok. 4 pm zajechaliśmy do naszego hotelu, gdzie szybko się przebraliśmy i pojechaliśmy do Downtown Disney na zakupy.  Chodzac po ulicach w samym krótkim rękawku, w ogole nie czułam sie jakbym była wciąż w Stanach. Ogladajac zielen, kwiaty i rozowy zachod slonca, od razu przypomniały mi się wakacje na Dominikanie, po prostu bajka. Opiekunowie powiedzieli nam, zebys zjedli kolacje w Disneyu, wiec z moja super zorganizowana grupa (6 osob i milion roznych pomyslow) krazylismy od miejsca do miejsca, przy czym wyladowalismy w knajpce, do której poszlismy na samym początku. Nie mogłam się zdecydowac jaka kanapke chce (wybierałam z dwóch) i mój kolega tez się wahal nad tymi dwiema, wiec zdecydowaliśmy, ze się podzielimy (jak sprytnie). A później jedliśmy moje peppermint brownie w 6 osob, także pozdro. Tego dnia kupiłam sobie tez okulary z Myszka Mickey, bo wierzcie lub nie, ale wybrałam się na Floryde bez okularow przeciwsłonecznych.



We wtorek (12/10) poszliśmy do jednego z parkow Disney Worldu, Epcot Center. To park, który skupia uwagę na nauke i swiat. Jest podzielony na dwie części: w jednej znajduja się kolejki „edukacyjne”, a druga czesc jest jeszcze podzielona na 11 krajow (Meksyk, Norwegia, Wlochy, Niemcy, Japonia, Chiny, Wielka Brytania, Francja, Kanada, Stany Zjednoczone, Maroko.  Najpierw wieksza grupa poszliśmy z opiekunami na jedna z lepszych kolejek, a później do sklepu z darmowymi napojami z całego swiata (typu melonowa fanta z Jamajki). Pozniej się rozdzieliliśmy i ja poszlam z 4 chlopakami na kilka kolejek, a w okolicach lunchu zadzwonily  do nas dziewczyny, wiec się z nimi spotkaliśmy i już reszte dnia spedzilismy razem. Chyba przez 2 h nie mogliśmy się zdecydować gdzie i co jemy, wiec po raz kolejny chodziliśmy od miejsca do miejsca. W końcu stanelo na wloskie zarcie i ten Wloch, co był z nami w grupie zamowil je dla nas po wlosku  i to było takie super! Pozniej poszliśmy do norweskiej części i ta Norwezka zagadala do kogos z obsługi po norwesku i dzięki temu przepuścili nas na kolejke bez oczekiwania. Powiedziala, ze wszyscy jesteśmy z Norwegii na wycieczce, co mnie trochę zdziwilo, ze uwierzyla, bo np. laska z Meksyku w ogole nie wygladala na Norwezke hahaha. Pozniej chodziliśmy dalej po innych krajach i szukaliśmy innych atrakcji. We wloskiej części razem z dwoma chłopakami zgublismy reszte naszej grupy, wiec zadzwoniliśmy do jednego z nich i pytamy się, gdzie sa, a on ze w Ameryce. No to my mówimy, żeby sobie nie zartowal, ze to nie jest smieszne, a on znowu powtarza, ze w USA. Ta rozmowa jeszcze trwala kilka minut, az w końcu ogarnelismy, ze chodzi mu o czesc amerykanska w tym parku trolololol. Ok. 9 pm wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu i wspólnie czekaliśmy na pokaz fajerwerkow. W miedzy czasie tez jeden chłopak zgubil telefon, ale na szczęście znalazł go w biurze rzeczy zagubionych. Sztuczne ognie wygladaly nieziemsko, szczególnie, ze to wszyscy odbywalo się nad woda, to super było ogladac tez ich odbicie w jeziorze.


wszedzie Mickey Mouse lol 


Turcja, Meksyk, Polska, Norwegia


Środa (12/11)Tradycyjnie dzień rozpoczelam pobudka o 6 am (nawet jak nie mam porannych treningow to musze wcześnie wstawac, no ale nie narzekam ;p). Prysznic, śniadanko i w dalsza podróż do swiata marzen w Magic Kingdom. Tym razem bez większych klotni mogliśmy podejmowac decyzje wspólnie i w większości się zgadzaliśmy. Najlepsze było jak czekaliśmy 40 min tylko po to, żeby zrobić głupie zdjecie z Mala Syrenka lololol (myśleliśmy, ze to jakas kolejka, a tu taki psikus haha). Po całym dniu chodzenia myslalam, ze mi nogi odpadną. Bylam bardzo zmeczona, ale przeszczesliwa!! I nawet jeden z moich nowych kolegow powiedział mi, ze jakbym kiedyś była smutna lub cos, to zawsze mogę do niego napisac, ooo :)))




w tamtym tygodniu mialam Starbucks przynajmniej ze 2 razy dziennie, wiec wyszlo, ze wypilam go wiecej, niz przez caly moj pobyt dotad w Stanach, bo w moim miasteczku go nie ma :(( lol





W czwartek (12/12) już nie byliśmy w Disney Worldzie tylko w Universal Studios, a konkretniej w jednym z parkow, czyli the Island of Adventures. Najpierw poszliśmy do czesci z Harrym Potterem, gdzie była chyba najlepsza kolejka na jakiej w zyciu bylam. Pilismy tez tam butterbeer i jedliśmy fasolki o przeróżnych smakach jak trawa czy malzowina uszna. Pozniej poszliśmy na milion kolejech wodnych, po których byliśmy cali mokrzy (ja na początku nosiłam moja kurtke przeciwdeszczowa, ale ona nic nie dawala, wiec się poddalam, zdjelam ja i YOLO). Był z nami w grupie taki chłopak, który caly czas był glodny i to było takie smieszne, bo dla niego najważniejsze było to, żeby cos zjeść. Np. gdy planowaliśmy pojsc na jedna kolejke, to on okay, ale o 12 idziemy na lunch, bo musimy mieć tez czas, żeby zjeść kolacje (nie wiem w sumie, czy dla was jest to smieszne, ale ja jak sobie to wszystko przypominam to rotfl). Ok. 7 pm wrocilismy do hotelu i jeszcze mielismy czas wolny do 10 pm, wiec poszliśmy na zakupy i cos zjeść. Sklep, do którego chcieliśmy pojsc, znajdowal się po drugiej stronie ulicy (a raczej 4 pasmowki/ jeśli takie cos w ogole istnieje), wiec musieliśmy być ostrożni jeśli chodzilo o samochody. W pewnym momencie nic nie jechalo, wszyscy zaczeli isc, a ja krzyknelam: ‘Czekajcie, czekajcie!’. I jeden chłopak do mnie na to: ‘Na co, na samochody?’ hahaha (po raz kolejny nie wiem, czy dla was to smieszne, ale ja mam straszna beke).


NO RAGRETS 



po woodnej przejazdzce ;)

butterbeer <3

Mimo, ze to piątek 13stego (12/13) był to baaaardzo udany dzień. Ok. 7.30 am opuscilismy hotel i udaliśmy się w strone jednego z piękniejszych miast jakie widziałam – Savannah, Georgia (w ogole smiesznie, bo moje poprzednie host siostry to Savannah i Georgia haha). Zakochalam się w tym miescie. Mielismy 4 godziny wolnego czasu, co wykorzystaliśmy na zwiedzanie, jedzenie, pamiątki i milion zdjęć (nawet weszliśmy do jakiegoś hotelu, który ma restauracje na dachu tylko po to, żeby zrobić tam zdjęcia – na szczęście nikt nas nie wyrzucil :P).



moje ulubione zdjecie

Sobota (12/14)
Mielismy wrocic do Columbus o 6.30 pm, ale przez taki DROBNY problem czas nam się trochę obsunal i zajechaliśmy na 10.30 pm. A jaki to problem? Jedziemy sobie jedziemy, wszystko elegancko, a tu nagle zaczyna się dymic w srodku. Wszyscy panika, krzycza, wiec kierowca zjezdza na bok na AUTOSTRADZIE, zatrzymuje się i wszyscy wysiadamy. Za chwile przyjechali strazacy i jakies fire emergency. Stalismy tam chyba dobre 30 min, po czym powiedzieli nam, ze wszystko w porządku. Przejechalismy jakies 15 min i zatrzymaliśmy się w a’la centrum handlowym na lunch. Po godzinie wrocilismy do autokaru, w którym czekaliśmy przez nastepna godzine na nowy autokar. Ale nie smuciliśmy się, bo przynajmniej mogliśmy spedzic ze sobą więcej czas ;)

z "postoju" lol


Tamten tydzień był chyba jednym z najlepszych tygodni w moim zyciu. Poznalam takich cudownych ludzi, z którymi mam nadzieje, ze będę się długo przyjaznic (przyszly weekend spędzam z nim, już się nie mogę doczekać!). Na koniec chciałabym podziekowac moim rodzicom za to, ze umożliwili mi wyjazd na te wycieczke. Kocham was! 

Ulczix


















sobota, 7 grudnia 2013

Rozdzial XVII: Lack of time

Post ten jest troche chaotyczny, ale robiony na ostatnia chwile. Przepraszam, za tydzien bedzie lepszy!
Troche mnie tutaj nie było. Wiem i nie jestem z tego dumna. Mialam tyle rzeczy na glowie ostatnio (chyba zaczynam się powtarzac…), no ale: teatr, pływanie, szkola, zmiana rodziny itd. No ale od początku…

Czwartek (11/21)
Poranny trening o 6 am, później szkola, po szkole pływanie i zaraz po tym prapremiera (wystep dla rodzicow). Czyli generalnie bylam w szkole od 6 am do 10 pm (czyli takie tam 16 godzin). Bylam bardzo zmeczona, a to dopiero początek. Gdy wrocilam do domu, musiałam się jeszcze pouczyć do testow, które na mnie czekaly następnego dnia. A w piątek (11/22) powtorka z rozrywki… Morning practice, szkola, pływanie i premiera! No ale nie było tak kolorowo. Jeden z aktorow zachorowal i inny chłopak musial go zastapic (ale nie to ze jakiś dubler czy cos, po prostu inny chłopak, który ani razu nie był na probie nauczyl się tekstu.. ekhem…powiedzmy…). Wiem, ze trzeba docenic to, ze się podjal tego, no ale przepraszam bardzo. Przez jego pomyłki, które były niewidoczne dla widza, wygladalo to tak jakby inni aktorzy pozapominali swoje role. W jednej z początkowych scen przez to, ze się nie odezwal, wyszlo, ze glowna postac (najwieksza gwiazda szkoły) zapomniala swojego tekstu. Ja tez miałam taka sytuacje, bo ten chłopak zapomnial wyjść na scene (taki psikus), wiec jakos musieliśmy ominąć pewien fragment (chcąc nie chcąc) i ruszyc dalej. No ale oczywiście daliśmy rade, no bo kto jak nie my?! Po przedstawieniu wiele osob do nas podchodzilo i mowilo jak to nam superancko poszlo. Jeden chłopak podszedł do mnie i powiedział mi, ze uwielbia mój akcent i ze był pod wrazeniem. A ja się go tylko zapytałam, czy chociaż w ogole mnie zrozumial, bo to była moja jedyna watpliwosc podczas występowania. Pozniej tez mama jeden z zakulisowych (czy takie slowo w ogole istnieje?) powiedziała, ze moglaby poslubic mój glos (co by było trochę ciężkie no ale…). Na spektakl przyszli moi hosci, którzy przynieśli mi bukiet, host dziadkowie, moi przyjaciele – wymiency (m.in. Marcus, który tak się skupil na sztuce, ze az usnal hahaha) + masa innych ludzi. Moim znajomym ze szkoły, którzy nie sa wielkimi fanami teatru powiedziałam w zartach, żeby przyszli tylko na akt I, bo ja w nim jestem. Na serio nie przypuszczałam, ze się pokaza, a tu później dostaje wiadomości, ze swietna bylam! Oooo :))))

Sobota (11/23)
Chcialam się troszkę wyspac po tych 2 ciezkich dniach (tym bardziej, ze sobota wcale nie nalezala do łatwiejszych). Wstalam kolo 10 am i bylam nierozbudzona przez jeszcze pare godzin. Kolo 2 pm zaczelam robic pierogi, bo miałam jeszcze trochę nadzienia. Georgia bardzo się ucieszyla kiedy podalam jej talerzu usmażonych swiezutkich pierozkow (uwielbia je :))). Po 5 pm zaczelam się szykować, bo za godzine musiałam już być w szkole. Gdy tam dotarlam przez ponad godzine siedziałam na krześle, gdy „moja osobista fryzjerka” zajmowala się moja fryzura (a o taki awans społeczny, ze przydzielono mi fryzjerke). Jako ze było to nasze ostatnie przedstawienie, wszyscy chcieli wygladac nieziemsko i chcieli, żeby wyszlo jak najlepiej. Na szczęście ten aktor, co poprzedniego dnia zachorowal, czul się już lepiej i przyszedł. No i o 8 pm się zaczelo! Wszyscy byliśmy tacy zadowoleni, gdy kurtyny się zamknely na koniec. Zaczelismy się przytulać, krzyczeć, ze się udało! Cos niesamowitego. Po oklaskach znowu pochwaly. Tym razem przyszly obie moje konselorki, moja druga host rodzina, która przyniosła mi kwiatki. Gdy już wszyscy się zmyli, cala obsada, zakulisowi, state manager i reżyser zostali i mielismy pizza party. Gadalismy, wspominaliśmy, smialismy się i ogladalismy tez nasz spektakl (nasza rezyser zawsze wszystko nagrywa) oraz ogladalismy kawałki przedstawien z poprzednich lat. Jednym z nich był musical, w którym wystepowal wymieniec z Niemiec. I wtedy reżyser powiedziała „Nie wiem jak to się dzieje, ale zawsze dostajemy najlepszych wymiencow. Szczesciarze z nas!” A ktoś na to dodał „Ula, jesteś najlepsza!”. Nawet nie wiecie jak mi się milo zrobilo. Do domu wrocilam po 12 am. 









zdjecia z prapremiery





W niedziele (11/24) wielki dzień. Moje pierwsze sluzenie do Mszy Sw. Nie wiem czemu, ale tutaj mogą także to robic dziewczyny, wiec moja host mama mnie zapisala. Troche się denerwowałam, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam i nie miałam zadnej proby, no ale poszlo dobrze (na szczęście była to Msza o 8, wiec dużo ludzi nie przyszlo).

Poniedziałek (11/25)
Pierwsze zawody pływackie. Nawet się bardzo nie denerwowałam przez cal y dzien (pewnie dlatego, ze wiedziałam, ze jestem do dupy, wiec i tak przegram). Przed spotkaniem mielismy rozgrzewke, która trwala ponad 30 min, a później spotkanie druzyny. Trener nam powiedział, zebysmy zrobili co w naszej mocy, bo naszym rywalem była szkola, która jest naszym największym wrogiem. Mój event był dopiero pod koniec drugiej czesc zawodow, wiec miałam dużo czasu na ochloniecie. Nie wiem dlaczego, ale rozpierala mnie energia. Bylam taka pobudzona, caly czas chciałam skakać i krzyczeć (pewnie dlatego, ze wreszcie zaczelam się denerwować). No ale w końcu nadszedł mój czas. Plynelam 100 backstroke. Nigdy wcześniej nie robiłam tego z pelnymi przewrotami i bez zatrzymywania się, wiec było to trochę wyzwanie. Trener nam powiedział, zebysmy podczas pierwszych zawodow postarali się tylko nie zostać zdyskwalifikowanymi, no i co ja oczywiście zrobiłam? Zostalam zdyskwalifikowana! (gdy robiłam przewrot, to nie dotknelam sciany…). No ale i tak było fajnie. Chyba polubiłam te zawody. Przez caly czas dopingujesz swoja druzyne, smiejesz się, gadasz, tylko kiedy przychodzi do pływania to nie jest już tak fajnie, no ale może to się zmieni ;)

Wtorek (11/26)
Po treningu razem z moimi najlepszymi przyjaciolmi, Marina i Sevem, poszlam do pizzerii. Postanowilismy swietowac urodziny Mariny, które były jakos ponad tydzień temu hahaha. Wszyscy jesteśmy w druzynie pływackiej, a co z tym idzie – dużo jemy. Gdy weszliśmy do srodka i zobaczyliśmy bufet, humor nam się od razu poprawil (serio, nie ma nic lepszego jak dużo jedzenia dla pływaka po treningu). Spedzilismy tam ponad godzine (oczywiście jedząc prawie caly czas, wiec później nie mogliśmy się ruszyc hahaha). Pozniej odebral nas mój host tata i porozwozilismy wszystkich. Tak pięknie wszystko na dworze wygladalo, bo zaczal padac snieg (nawet dużo sniegu), a cale miasto już było przystrojone swiatecznymi swiatlami, no bajka – dlatego kocham Boze Narodzenie! Gdy wrocilam do domu, chwile pogadałam z hostami, ale niedługo poszlam spac, bo bylam bardzo zmeczona, a rano miałam trening. Zapomnialam tez jeszcze wspomnieć, ze ktoś z mojej szkoły zalozyl takie konto na twitterze z ploteczkami, na które można wysylac także cos co chciałoby się powiedzieć drugiej osobie. No i ja dostałam taka wiadomość „@ulachodun S/O for being pretty cool exchange student and  talented artist. We all love you and your accent”. srode (11/27) wstałam tak jak zwykle o 5.20 am, wyszykowalam się i bylam zdziwiona, ze Georgia nie przychodzi na dol. Poszlam do jej pokoju, żeby ja obudzić, a ona mi wtedy odpowiada, ze nie mamy porannego treningu z powodu sniegu. Troszke się wkurzylam, ze nikt mi o tym nie powiedziała, no ale bez narzekania wrocilam do cieplego lozeczka. O 7 am wstałam, żeby przygotowac się do szkoły i zjeść sniadanie. Gdy już bylam gotowa, host mama mnie poinformowala, ze nie musze isc do szkoły przez najbliższe 2 godziny, bo z powodu pogody zwolnili nas. „Rano zadzwonil dyrektor, nic ci nie mowilam, bo myslalam, ze już wiesz” – troszkę się wkurzylam, bo po raz kolejny niepotrzebnie się obudziłam, no ale… W końcu wstałam o 9 am i już nawet nie chciało mi się szykować do szkoły, wiec poszlam w dresie, w którym spalam i bez makijażu. Plan zajec był skrocony, wiec praktycznie nic nie robiliśmy (tylko na matematyce graliśmy w zagadki umysłu i można było wygrac słodycze). Po treningu pojechałam z hostami i host dziadkami na kolacje do restauracji, a gdy wrocilismy do domu, zaczelismy przygotowywać jedzonko na Swieto Dziekczynienia. Ja sama upiekłam zurawinowy chlebek, którym wszyscy się zachwycali.

Czwartek (11/28), dzień na który bardzo długo czekałam – Swieto Dziekczynienia. Rano poszliśmy do kościoła, a po 11 am wyjechaliśmy do siostry mojej host mamy, która mieszka ok. 1 godzine od naszego miasta. Tam zebrala się cala rodzinka, a ze moja host mama ma 4 rodzenstwa, to było nas dużo. Gdy wszyscy dotarli, zaczelo się podgrzewanie jedzenia, rozmowy nad krakersami, zabawy (ja z moimi host siostrami/ kuzynkami robiłam bransoletki z gumek, które tutaj bardzo sa popularne) i ogladalismy także powtorke Macy’s parade. O 4 pm zaczęto wystawiać cale jedzenie na dużym stole w kuchni, wszyscy podchodzili i brali sobie, co chcieli, a następnie zajmowali miejsca przy stolach, które ja wcześniej razem z host wujkiem przygotowałam. Po jedzeniu pomogłam host ciociom sprzatac, bo chciałam, żeby skonczyly jak najprędzej, bo nie mogłam się doczekać pumpkin pie!! Gdy pojedliśmy, to pograliśmy w Apple to Apple, a później czas na drzemke przed tv. Pozniej jeszcze graliśmy na Wii, a o 8 pm zapakowaliśmy się do samochodu, bo po 9 pm wyjezdzalam razem z kumpela mojej host mamy na czarno-piatkowe szaleństwo zakupowe. Kolejne 8 godzin spedzilam w shopping mallu. Do jednego sklepu, który otwierano o 4 am, ustawilysmy się w kolejce, tylko żeby dostać snowball (co roku je rozdają, a Alicia je kolekcjonuje, wiec chcąc nie chcąc ja tez się zalapalam ;)). Pozniej pojechaliśmy na śniadanko do Denny’s, a następnie do miasta amiszow i do ichniejszych „centrow handlowych”. Pozniej wstapilysmy jeszcze do takiego ogromnego sklepu z ozdobami swiatecznymi, który jest otwarty caly rok, gdzie przez caly rok można kupic tylko ozdoby swiateczne (tylko pytanie po co, no ale to Ameryka, nie zrozumiesz…). Do domu wrocilam ok. 1 pm, wzielam prysznic i poszlam spac. Obudzili mnie znajomi moich hostow, którzy przyjechali na weekend (ci z Indiany). Niedlugo przyszli jeszcze inni znajomi, obejrzeliśmy mecz koszykówki i wszyscy poszliśmy na kolacje do knajpy. Zamowilam sobie hamburgera, na co przyjaciolka mojej host mamy do mnie „Ula, myslalam, ze ty jesteś wegetarianka” . A za chwile moja host siostra „Babcia tez myśli, ze ty jesteś wegetarianka”. Strasznie się zdziwiłam, gdy to uslyszalam, bo spędzam z nimi dużo czasu i praktycznie zawsze jem jakies miesko. Ale było to bardzo smieszne, a za chwile jeszcze moja host mama tweetnela „Ula, jesteś moja ulubiona wegetarianka”. Do domu wrocilismy po 9 pm i wtedy razem z host siostra stwierdzilysmy, ze to wstyd, ze jeszcze nie widzialysmy Catching fire, wiec zdecydowalysmy się pojechać do kina.







Sobota (11/30)
Nie ma to tamto, ze dlugi weekend i wolne. O 10 am już byliśmy w basenie na treningu. Ale w sumie bardzo się ucieszyłam, ze mielismy ten practice,  bo przynajmniej moje wyrzuty sumienia po swiecie dziękczynienia się zmniejszyly. Ok. 11.30 am wyszłam razem z Georgia z basenu, żeby zdazyc na mecz, który zaczynal się o 12 (wielki mecz, Ohio State vs. Michigan – najwięksi wrogowie). Gra była emocjonujaca, bo mimo ze Michigan jest oczywiście gorsza druzyna, to zdobyli pierwsze punkty. My się jednak nie załamywaliśmy, bo wiedzieliśmy, ze wygramy i tak było! Po meczu obejrzeliśmy najzabawniejszy film ever, który stal się jednym z moich ulubionych filmow, We are the Millers (jeśli ktoś jeszcze nie widział, to goraco polecam!). W niedziele (12/1) pojechaliśmy rano ze znajomymi na sniadanie, później kosciol, pakowanie i przeprowadzka. O 1 pm zrobiliśmy ostatnie wspólne zdjecie i moja host mama odwiozła mnie do mojego następnego domu. Tam przywitala mnie moja druga host mama, która była strasznie podekscytowana razem ze swoja corka i synem (corka jest w moim wieku i tez jest w druzynie pływackiej, a syn ma 20 lat i studiuje ok. 1 h stad, ale przyjezdza prawie na każdy weekend z tego co zrozumiałam). Oprowadzili mnie po domu, zaczelam się trochę rozpakowywać, ale musialam przerwac, bo pojechaliśmy na lunch i po zakupy. Gdy wrocilismy, konczylam rozpakowywanie (trochę się tych rzeczy jednak nazbieralo przez te kilka miesięcy…), a wieczor spedzilam z host mama, host bratem i jego znajomym na rozmowach w kuchni.

Poniedziałek (12/2)
Mimo ze jeszcze trwala przerwa thanksgivinowa, to trener nam nie odpuscil. O 7 rano rozpoczelismy poranny trening (bieganie i aerobic, a później godzinka pływania), na sniadanie cala druzyna pojechaliśmy do mojej bylej host rodziny, później  do domu chwile odpocząć, a o 3 pm z powrotem do szkoły. Po moim treningu długo glowilysmy się, co zrobić na kolacje i w końcu stanelo na tym, ze będą pancaki, bekon, jajka i kiełbaski, czyli sniadanie na kolacje, ale nie narzekałam, bo to cos najlepszego na swiecie.

Wtorek (12/3)
Kolejne zawody i kolejna porazka haha. Przez caly czas myslalam, ze będę znowu plywac 100 backstroke, ale na 5 minut przed rozpoczęciem mój trener raczyl mnie powiadomić, ze jednak będę plywac 50 free i 100 free. Troszke się wkurzylam, bo nie bylam na to kompletnie przygotowana. Po pierwsze w dalszym ciągu nie umiałam nurkować, nigdy nie cwiczylam przewrotow do free i przez ostatni tydzień bylam w sumie skupiona na backstroke zamiast pracować nad moim free. Dodatkowo nie bylam pewna, czy dam rade przeplynac 100 free z przewrotami bez zatrzymywania. Chcialam się poddac i zamienic się z kims innym, ale mój trener powiedział, ze dam rade, wszystko będzie dobrze, tylko zebym sprobowala. No i zrobiłam to! Może nie bylam najszybsza, ale przynajmniej się nie poddalam i wszyscy z druzyny mi gratulowali, bo udało mi się (wsparcie druzyny jest chyba najlepszym uczuciem na swiecie!). No i tym razem zero dyskwalifikacji hehehe

Środa (12/4)
Podaczas mojego dyżuru w guidance office moja kumpela opowiadala mi o talent show, który powinien być jakos przed swietami. Ja tak dla zartow powiedziałam, ze mogłabym wystapic. I ona się mnie pyta, co bym robila. Ja ze nie wiem, na co ona, ze mogłabym spiewac. Rozesmialam się jej prosto w twarz. Proszę cie, ja i spiew! A ona, ze tak, ze ja pięknie spiewam, bo pamięta jak spiewalam sto lat po polsku podczas naszej imprezki przed Thanksgiving. That’s never gonna happen.
Po kolacji pojechałam z host siostra do Walmartu, bo musiala kupic prezent urodzinowy dla swojej kumpeli, a ja potrzebowałam rzeczy na moja wycieczke. Spedzilysmy tam grubo ponad godzine, a i tak musialysmy jeszcze do innego sklepu podjechać, bo nie znalazła wszystkiego co chciała. W drodze powrotnej zabrala mnie jeszcze w jedno miejsce. Nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy, bo nie chciała mi powiedzieć. Dotarlysmy do jakiejś dzielnicy na wzgórzu z wielkimi rezydencjami i na skraju drogi się zatrzymala. Nie uwierzycie. Z tamtego miejsca można było podziwiać panoramę całego miasta. Niesamowity widok. Tak niewiele, a nawet nie wiecie jaki wielki uśmiech pojawil się na mojej twarzy (co tam uśmiech, najpierw to mi szczeka opadla). Widok był jeszcze lepszy, bo był już wieczor, wiec mogłam podziwiać te wszystkie swiatla. No po prostu bajka, jak z jakiegoś filmu. Nie wiedziałam nawet jak jej powiedziekowac, ze mi to pokazala. Ma wielkiego plusa ode mnie za to.

Czwartek (12/5)
Taki rebel ze mnie, ze miałam pierwsza w zyciu lunch intervention i później after school attention. Ale spokojnie, tak naprawdę to to było wszystko dobrowolnie, a wszystko przez to, ze nie chciało mi się wieczorami pracować nad moim esejem, wiec żeby nauczyciel nie był na mnie zly, powiedziałam, ze go odwiedzę podczas lunchu i po szkole (po szkole to nawet było mi na reke, żeby zostać, bo miałam godzine do treningu, wiec praktycznie nie oplacalo mi się wracac do domu). Practice mielismy z innym trenerm niż zwykle, bo nasza trenerka wyjechala gdzies i wreszcie nauczyłam się nurkować. Trener był tak ze mnie dumny, ze przybil mi high five! Po treningu odebrala mnie host mama z host siostra i pojechalysmy do miasta ok. 30 min od naszego miasta, bo Peyton potrzebowala nowych okularow do pływania. Zjadlysmy tam tez kolacji, w jednej z moich ulubionych knajpek tutaj, Chipotle.

Piątek (12/6)
Myslalam, ze w tym roku nie dostane zadnego prezentu na Mikolajki, a tu taka niespodzianka. Moi poprzedni hosci tez sa katolikami i podrzucili poprzedniego dnia dla mnie prezent od Swietego Mikolaja. Już miałam z host siostra wychodzić na poranny trening i tu wlasnie najlepsza rzecz na swicie – sms, ze morning practice odwołane! A za chwile telefon ze szkoły, ze szkola zamknieta z powodu pogody. Elegancko, czyli wreszcie się wyspie! Caly dzień spedzilam z host mama i dziecmi, którymi się opiekuje (ona ma takie male przedszkole w domu). Klorowalysmy, bawilysmy się w kuchnie i robilysmy piernikowy domek. I musze wam powiedzieć, ze chyba polubiłam male dzieci. Wieczorem pojechałam z moimi hostamia na kolacje i spektakl w miejscowym teatrze, który był taki uroczy i opowiadal historie, o tym co się dzieje, gdy twoje zyczenia rzeczywiście się spelniaja.


Sobota (12/7)
A teraz w przerwie od pakowania pisze ten post, bo za 2 godziny wyjezdzam na caly tydzień na moja wycieczke do Disney World na Floryde.


Ulczix







Przepraszam, ze niepoprzerabiane, ale nie mam na nic czasu...

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdzial XVI: 'Don't count days, make days count'

Planowalam dodac ten post w sobote, no ale jak zwykle z planow nic nie wyszlo, dlatego przepraszam jeśli sa jakies zmiany w czasie lub cos, ale nie miałam już sily na poprawki. I także przepraszam za dlugosc posta, no ale nic nie dodawałam przez dlugi czas hehehe

No to po dwoch ciezkich tygodniach wreszcie zebrałam się do napisania posta (wierzcie lub nie, ale to wielki sukces). Chcialam naskrobać cos wczoraj wieczorem (z racji tego, ze był to piątek, czyli wieczor kiedy nic nie musze robic na kolejny dzień). Myslalam, ze sobie pochilluje przed telewizorem na kanapie pod kocem z komputerem, a tu nie! Taka to jestem popularna, ze az dwie grupy znajomych zaprosily mnie na spędzenie szalonego piątkowego wieczoru z nimi (wiec chcąc nie chcąc musiałam odlozyc pisanie posta na później…). Skonczylo się na tym, ze poszlam do domu moich znajomych z teatru i obejrzeliśmy razem Matrixa. Było bardzo fajnie, co chwile ktoś zarzucal jakimiś tekstami ze sztuki, także dużo się tez smielismy (w tych momentach czułam się trochę zle, bo był z nami tez chłopak z Finlandii, który nie jest w sztuce, wiec nas nie rozumiał hehehe). No ale zacznijmy od początku…
Postaram się w skrocie opisac minione dwa tygodnie, bo jakbym chciała pisać ze szczegółami co się każdego dnia stało, to chyba bym nigdy nie wstala od komputera. Mysle, ze nikt nie będzie na mnie zly, ze tym razem post będzie krótszy niż 2,000 slow hehehe./ edit. chyba troche mi nie wyszlo lolololol

poniedziałek – piątek  (11/04-08)

Każdy dzień wygladal praktycznie tak samo. Pobudka o 6:30, szkola, proba do spektaklu, trening – pływanie do 6 pm. Pozniej powrot do domu, kolacja, ogarnianie do szkoły, prysznic i długo wyczekiwany od samego poranka – sen.
Trening każdego dnia wygladal tak: najpierw bieganie – 1 mila bądź 2, bądź 89 lol. Pozniej ćwiczenia, czyli oglądania jakichś morderczych treningow i usiłowanie wykonywać, tego co jakiś umięśniony facet robi. Na koniec wreszcie pływanie (no bo to wszystko to swimming practice jakby ktoś zapomnial). Powiem tak, generalnie to pływak ze mnie nie najgorszy, ale jeśli chodzi o nurkowanie to… porazka (ale tak dla pocieszenia z treningu na trening jest coraz lepiej + przynajmniej dostarczam jakas atrakcje mojej druzynie hehehe).
W tym tygodniu także usilowalam sprzedać T-shirty z logiem druzyny pływackiej (jeśli sprzedam minimum 12 rzeczy to place mniej za warm-ups i kostium na zawody). No i tak to się dzieje, kiedy ma się ten urok osobisty, ze jeszcze przed pierwsza lekcja w poniedziałek sprzedałam 3 rzeczy hehehe.
W czwartek (11/07) Kiwanis Club organizowal Pancake Day w jednej z tutejszych restauracji (jak co roku). Z racji tego, ze szkolny Key Club wspolpracuje z tym klubem, uczniowie z naszej szkoły pomagali przy tym (ja także ). Generalnie to bardzo super zajecie, bo pracujesz przez jakies 2-3 h (wycierasz stoliki, podajesz pancake i kiełbaski, sosy i napoje), a w ramach tego opuszczasz kawalek szkolnego dnia, spędzasz milo czas ze znajomymi i dostajesz darmowe pancaki i kiełbaski (zyc nie umierać). Moja zmiana miała być od 9 do 11 i kiedy już się zbieraliśmy do wychodzenia, okazało się, ze jakiś facet obrabowal bank w naszym miescie i szkola jest pozamykana, i nikt nie może do niej wejść lub wyjść, wiec przez kolejne dwie godziny siedzieliśmy w tej restauracji i gadaliśmy. Także calkiem dobrze wyszlo, bo do szkoły wrocilismy tylko na jedna lekcje.
W piątek (11/08) po treningu odebrali mnie hosci i stwierdzili, ze tak swietnie wyglądam (zmeczona, mokra, nieumalowana), ze pojdziemy zjeść na miasto. Takiego smsa odebrala od hmamy po treningu ‘pojdziemy do miejsca ze spaghetti po twoim treningu, ale to nie jest jakas fancy restauracja, wiec możesz nosic dresy’ – od razu mi ulzylo jak to przeczytałam, bo nie czułam się tak, żeby zakladac jeansy. Okazalo się, ze pojechaliśmy do katolickiej podstawówki, która tego dnia organizowala zbiorke pieniędzy w formie kolacji (w USA rząd nie utrzymuje religijnych szkol, sa prywatne, ale od czasu do czasu robia rozne zbiorki pieniędzy). Mimo tego ze jedliśmy w sali gimanstycznej i nikt nie wygladal szykownie, czułam się trochę dziwnie z czapka na glowie i zwisającymi kołtunami mokrych wlosow. Ale generalnie jedzonko było bardzo smaczne (lub bylam po prostu glodna po treningu…). Pozniej wrocilismy do domu i przez godzine klocilismy się jaki film powinnismy obejrzeć. W końcu hmama się zdenerwowala, ze nie możemy podjąć decyzji, przyniosła pierwszy lepszy film jaki znalazła i go wlaczyla. Moja hsiostra po godzinie oglądania wyszla spotkać się ze swoim chłopakiem, htata praktycznie przez caly film robil cos na swoim telefonie, ja smsowalam lub drzemałam (jeden plus tego filmu – idealny do spania, co w sumie nie wiem, czy można traktować jako pozytywna ceche filmu…), a hmama nawet nie prosila, żeby zatrzymać, gdy musiala wyskoczyć do toalety, wiec wnioskuje, ze ten film nikomu się nie podobal (nie pamiętam tytułu, wiec wam nie podam – przepraszam, ze nie mogę was ostrzec przed nieoglądaniem tego filmu).

sobota (11/09)/ niedziela (11/10)

Wstalam jakos po 7 am (tak, wiem, ze to dziwne jak na sobote), ale przed 9 am musiałam być już w klinice weterynaryjnej. Jako ze zaczelam powoli myslec o zostaniu w przyszłości weterynarzem, pogadałam z doktorem z mojego klubu Rotary, który posiada klinikę i pozwolil mi przyjść poobserwować jego prace. No to tak wiec w sobotni poranek odwiedziłam go w jego gabinecie. Najpierw tylko się przygladalam jego pacjentom, ale później zaczelam przytrzymywać psy podczas badania itd. Nawet jeden pan zaczal zadawac mi jakies pytania na temat leczenia jego psa, gdy doktor wyszedł przepisac leki. Bardzo się zdziwil, gdy go poinformowałam, ze jestem dopiero w liceum i nie pracuje w tej klinice. Pozniej wspólnie z pracownikami kliniki zabrałam psy, które sa w trakcie leczenia lub obserwacji na spacer. Od razu przypomniały mi się te wszystkie spacery z moim psem, do których zmuszala mnie moja mama (nie zrozumie mnie zle, kocham mojego psa, ale na spracerach swirowal, wiec to nie była żadna przyjemność). O 12 pm odebrala mnie hmama i pojechalysmy na lunch z htata i hsiostra, a później razem z G wstapilysmy do Walmartu, bo chciałam kupic torebke i balon urodzinowy (wybrałam takiego wielkiego cupcaka z napisem ‘Happy Bday!’ i swieczka). O 5 pm moja hmama zawiozła mnie na urodzinowy sleep over. Była to imprezka tylko dla dziewczyn i jak tam dotarlam to jeszcze wszystkich nie było (tylko organizatorka + dwie kumpele, z którymi mam U.S. govt.). Zaczelysmy gadac w sumie o wszystkim, zadawaly mi mase głupich pytan, tylko po to, zebym gadala z moim akcentem. Pozniej uczylam je trochę polskiego, a one roznych brzydkich slow po angielsku hehehe Naprawde czułam się jak z moimi dobrymi przyjaciółkami. Jedna z nich jest taka zabawna (okej, teraz będzie trochę gross, ale za każdym razem kiedy ona beka lub pierdzi, lub nawet tylko wypowie slowo ze zmienionym tonem glosu, co jej się często zdarza – ja się smieje). Na tej imprezce były tez dwie inne dziewczyny, których nie znalam wcześniej (no dobra, nie poznałam ich wcześniej, ale z raz z nimi gadałam, a z racji, ze było to w pewnych okolicznościach, odniosłam wrazenie, ze nie przypadlysmy sobie do gustu). Anyway, gdy Becky przedstawiala mnie im, mowila ‘poznalyscie Ule wcześniej? Ona jest taka zabawna, pokochacie ja!’ – co było bardzo słodkie, bo ja tak naprawdę nie robie nic, a one się smieja lub cos. Najlepsze było jak Becky otworzyla ode mnie prezent (dużo słodyczy i roznych innych rzeczy z Poski), zobaczyla polska kartke urodzinowa i kazala mi przetlumaczyc. Gdy skonczylam, powiedziała ‘She’s so adorable, isn’t she?’. Do ok 3 am ogladalysmy horrory, gadalysmy i jadlysmy. Rano jedna z dziewczyn usmazyla jajka i bekon dla wszystkich. Jakos po 9 am wrocilam do domu i po kościele od 1 pm do 5 pm spedzilam w kuchni. Chcialam pobawić się w kucharke i zrobić dla moich hostow polska kolacje. Najpierw upiekłam szarlotke, która wyszla rewelacyjnie i widziałam, ze bardzo im smakowala. Pozniej zabrałam się za pierogi. Kasze na farsz ugotowałam dzień wcześniej, wiec nie było to takie trudne, ale gdy przyszlo do wyrabiania ciasta… Tragedia… Był to mój drugi raz, gdy robiłam (a raczej probowalam) zrobić to sama. Generalnie skonczylo się na tym, ze dwa ciasta, które ja wyrabiałam wyrzuciliśmy i po tym się poddalam, wiec htata obejrzał filmik na youtubie i sam wyrobil ciasto. Mimo tego pierogi wiejskie wyszly rewelacyjne! Odsmazone na tłuszczyku smakowaly jak babcine i mojej host rodzinka tez była zadowolona :))




tak mi sie ta buzka spodobala, ze az zrobilam fotke :)

ze spacerku z pieskami


pierozki, czyli niebo na ziemi <3

szarlotka, czyli same pysznosci i mnostwo radosci!

z jednej z prob 
poniedziałek – piątek (11/11-15)

W tym tygodniu zaczelismy morning practice, czyli witaj wstawanie o 5.20 am… O 6 am rozpoczynamy trening i o tak od razu sobie biegamy 18 okrazen na sali gimnastycznej… A później, kiedy już ledwo oddychamy, to trener ma dla nas morderczy trening pelen roznych cwiczen. O 7 am zmeczeni i spoceni idziemy wziąć prysznic i na sniadanie na stolowke. Musze wam powiedzieć, ze w sumie polubiłam pływanie i te poranne treningi, bo przynajmniej mam usprawiedliwienie na noszenie dresow do szkoły i wyglądanie jak crap każdego dnia (powoli zamieniam się w amerykanska nastolatke, nie wiem czy się cieszyc czy plakac haha).
Kazdego dnia miałam tez proby do przedstawienia. Idzie nam naprawdę swietnie, a wystep już tuz tuz (przyszly piątek). Nie mogę się już doczekać!
W srode (11/13) miałam prezentacje o Polsce na spotkaniu Kiwanis Club. Mimo ze to ta sama prezentacja co dla mojego clubu Rotary, to jedna minela chwila miedzy prezentacjami, wiec chciałam się wcześniej przygotować. No ale jednak nie wyszlo, bo kompletnie o tym zapomniałam. W nocy z wtorku na srode obudziłam się chyba kolo 3 am i sobie uswiadomilam, ze to wlasnie dzisiaj mam te prezentacje. Rano zapakowałam wszystkie rzeczy i można powiedzieć, ze bylam gotowa. Na to spotkanie pojechałam w trakcie lunchu z dyrektorem mojej szkoły. Ten klub jest mniejszy w porównaniu do Rotary i przedzial wiekowy jest trochę inny (w większości to ludzie po 60siatce). Zaczelam od swojego zarcika (tego ze mój angielski nie jest za dobry, wiec będę kontynuować prezemtacje po posku), ale prawie nikt go nie zalapal (tym razem serio musiałam dodac ‘just kiddin’). Swoja droga, widziałam tez jak jeszcze zanim zaczelam mowic, pare dziadkow wygodnie ulozylo sobie glowy do snu… Mimo wszystko prezentacja wyszla calkiem niezle, trochę osob do mnie podeszlo, zadawalo pytania, dostałam nawet upominek z logiem klubu. Wieczorem miałam także zdjęcia drużynowe. Mam nadzieje, ze wyszly ladne.
W czwartek (11/14) moi znajomi z lunchu poszli na koncert hiszpański (z racji tego ze sa w klasie hiszpańskiej), wiec ja najpierw myslalam, ze będę musiala zjeść lunch w moim homeroomie, a tu nie. Footballisci zaproponowali mi, żeby zjadla z nimi lunch :))) Cos tam sobie pożartowaliśmy i trochę tez pouczyłam ich kultury, ze nie należy wykorzystywac freshman girls do wyrzucania smieci.
W piątek (11/15) bylam jedyna osoba na moim angielskim z mojej klasy, ale nie wiadomo skad znalezli sie tam takze rozni seniorzy, ktorzy bardzo sie ucieszyli, ze choc na ten jeden dzien znalazlam sie w ich klasie. Nawet jeden chlopak powiedzial mi, ze chce mnie poslubic z powodu mojego akcentu hehehe
A wieczorkiem tak jak pisalam - movie night.


swim team swag/ z Georgie :))))

z moim najlepszym guyfriendem Macklemorem hehehe

juz za 2 tygodnie bede nazywac ja siostra :))))


best friendy hehehe :)

z jednym z powodow, dla ktorych dolaczylam do druzyny plywackiej el oh el/ i ja wcale nie jestem mala, tylko on jest bardzo wysoki :P

uwielbiam Georgie w tle <3 hahaha

tak wlasnie wygladam przed kazdym treningiem, te checi...

sobota – niedziela (11/16-17)

Jakos po 10 am wyjechałam na Rotary Exchange Students meeting. Jak zwykle było superancko (chociaż chyba poprzedni weekend był lepszy). Najpierw pojechaliśmy na taka farme – fabrykę mleka (dairy farm/ nie wiem jak to się po polsku nazywa). Było to naprawdę interesujące dla mnie, bo nigdy wcześniej nie bylam w takim miejscu (co nie oznacza, ze nigdy wcześniej nie widziałam krowy lol). Pokazali nam jak wygląda proces pobierania mleka od krow, jak wygląda opieka nad krowami itd. (i nawet dostaliśmy czekoladowe mleko na koniec). Pozniej mielismy wielkie ognisko na działce jakichś ludzi z klubu Rotary, który goscil nas podczas tamtego weekendu. Zjedlismy tam bardzo pyszny obiad (z rownie pysznymi deserami) i dodatkowo s’morse (<3). Ok. 8 pm wszyscy wsiedliśmy do szkolnego autobusu (btw, to był mój pierwszy raz w czyms takim i musze powiedzieć, ze ciesze się, ze nie musze codziennie jezdzic nim do szkoły) i wyruszyliśmy w droge powrotna do naszej noclegowni (btw, zanim wyjechaliśmy, samochod jednej z naszej opiekunek wpadl do rowu, wiec caly autobus wymiencow wyleciał na pomoc, po czym okazało się, ze jest nas za dużo i nie potrzebują naszej pomocy, wiec tylko niepotrzebnie wyszliśmy na dwor). Gdy już dotarliśmy na miejsce, to mielismy jakies zabawy typu poznajmy się lepiej, a później mogliśmy korzystać ze scianki wspinaczkowej, sali gimnastycznej lub basenu. Ja z moimi znajomymi poszlam na basen, w którym spedzilismy ponad godzine, tylko tak naprawdę chillujac i gadając. Po tym zostaliśmy podzieleni na aktualnych wymiencow i przyszłych wymiencow, i mielismy spotkania w naszych grupach (jak co miesciac dzieliliśmy się naszymi przeżyciami z minionego miesiąca itd.). Pozniej jeszcze trochę gadaliśmy, graliśmy w squatsha i ok. 2 am wreszcie poszliśmy spac. Rano odebrali mnie i moja host siostrę hosci i w drodze powrotnej do domu zahaczyliśmy o pare sklepow (kupiłam sobie m. in. kurtke zimowa, bo w tamtym tygodniu przed morning practice snieg mnie zaskoczyl…). Pojechalismy tez na lunch do Chipotle (to był mój pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni), to taki bar szybkiej obsługi z meksykańskim grillem, bardzo bardzo smaczny! Gdy tylko dotarliśmy do domu, zdrzemnelam się, bo nie czułam się najlepiej. Wieczorkiem na kolacje przyszli host dziadkowie. Zjedlismy bardzo smaczna lasagne mojej host mamy  i ciasta host babci (blueberry pie i peacan pie).

dairy farm



z wymiencami (bo tak trudno sie domyslic hehe)



poniedziałek – sroda (11/18-20)

Nie lubie poniedzialkow. Wiem, jestem mało oryginalna, ale to prawda. No bo kto je lubi? Poniedzialki same w sobie zle, bo rozpoczynają caly tydzień nauki, a żeby jeszcze tego było mało, ten poniedziałek przywitaliśmy morning practice. Nie dość, ze bylam spiaca, to jeszcze nie czułam się najlepiej (kaslalam cala noc). W szkole umierałam przez caly dzień, a później na probie do przedstawienia. Ze szkoły wyszłam dopiero po 6 pm, masakra. 
To samo we wtorek, no może z malym wyjątkiem, bo jestem jakos mniej zmeczona (mimo ze poranny trening był cięższy). Gdy wrocilam po probie, czekal na mnie w domu gwiazdkowy prezent (tak, wiem, ze jest listopad). Taka niespodzianka od kogos w rodzaju mojej konselorki (to juz moja trzecia konselorka haha). Przekazala ten prezent dla mnie teraz, bo wlasnie wyjechala na zime na Floryde. Bardzo milo z jej strony :) 
Sroda nie roznila sie praktycznie niczym od poniedzialku i wtorku. Nie no, nie mialam morning practice, wiec przynajmniej sie troche wyspalam (mozna powiedziec), ale do domu wrocilam pozniej (ok. 8 pm), bo poszlam z jedna z moich konselorek na joge. W ogole smiesznie, bo instruktorka dala nam swoje wizytowki i ja patrze na jej nazwisko, i tak sobie mysle, ze to polskie. Wiec sie jej zapytalam, czy to jej nazwisko, a ona zaczela probowac je wypowiedziec. Ja w tym samym czasie powiedzialam to poprawie, na co ona, ze to polskie nazwisko, a ja wtedy, ze wiem, bo jestem z Polski i to rozpoznalam. A ona "moge sie zgodzic z tym, ze jestes z Polski, bo wypowiedzialas to nazwisko bardzo poprawnie" hehehe no dzieki, ze sie z tym zgadzasz lol

a o ten slodziak przyszedl do mnie do lozeczka, gdy sobie drzemalam :)))

Ulczix