czwartek, 21 listopada 2013

Rozdzial XVI: 'Don't count days, make days count'

Planowalam dodac ten post w sobote, no ale jak zwykle z planow nic nie wyszlo, dlatego przepraszam jeśli sa jakies zmiany w czasie lub cos, ale nie miałam już sily na poprawki. I także przepraszam za dlugosc posta, no ale nic nie dodawałam przez dlugi czas hehehe

No to po dwoch ciezkich tygodniach wreszcie zebrałam się do napisania posta (wierzcie lub nie, ale to wielki sukces). Chcialam naskrobać cos wczoraj wieczorem (z racji tego, ze był to piątek, czyli wieczor kiedy nic nie musze robic na kolejny dzień). Myslalam, ze sobie pochilluje przed telewizorem na kanapie pod kocem z komputerem, a tu nie! Taka to jestem popularna, ze az dwie grupy znajomych zaprosily mnie na spędzenie szalonego piątkowego wieczoru z nimi (wiec chcąc nie chcąc musiałam odlozyc pisanie posta na później…). Skonczylo się na tym, ze poszlam do domu moich znajomych z teatru i obejrzeliśmy razem Matrixa. Było bardzo fajnie, co chwile ktoś zarzucal jakimiś tekstami ze sztuki, także dużo się tez smielismy (w tych momentach czułam się trochę zle, bo był z nami tez chłopak z Finlandii, który nie jest w sztuce, wiec nas nie rozumiał hehehe). No ale zacznijmy od początku…
Postaram się w skrocie opisac minione dwa tygodnie, bo jakbym chciała pisać ze szczegółami co się każdego dnia stało, to chyba bym nigdy nie wstala od komputera. Mysle, ze nikt nie będzie na mnie zly, ze tym razem post będzie krótszy niż 2,000 slow hehehe./ edit. chyba troche mi nie wyszlo lolololol

poniedziałek – piątek  (11/04-08)

Każdy dzień wygladal praktycznie tak samo. Pobudka o 6:30, szkola, proba do spektaklu, trening – pływanie do 6 pm. Pozniej powrot do domu, kolacja, ogarnianie do szkoły, prysznic i długo wyczekiwany od samego poranka – sen.
Trening każdego dnia wygladal tak: najpierw bieganie – 1 mila bądź 2, bądź 89 lol. Pozniej ćwiczenia, czyli oglądania jakichś morderczych treningow i usiłowanie wykonywać, tego co jakiś umięśniony facet robi. Na koniec wreszcie pływanie (no bo to wszystko to swimming practice jakby ktoś zapomnial). Powiem tak, generalnie to pływak ze mnie nie najgorszy, ale jeśli chodzi o nurkowanie to… porazka (ale tak dla pocieszenia z treningu na trening jest coraz lepiej + przynajmniej dostarczam jakas atrakcje mojej druzynie hehehe).
W tym tygodniu także usilowalam sprzedać T-shirty z logiem druzyny pływackiej (jeśli sprzedam minimum 12 rzeczy to place mniej za warm-ups i kostium na zawody). No i tak to się dzieje, kiedy ma się ten urok osobisty, ze jeszcze przed pierwsza lekcja w poniedziałek sprzedałam 3 rzeczy hehehe.
W czwartek (11/07) Kiwanis Club organizowal Pancake Day w jednej z tutejszych restauracji (jak co roku). Z racji tego, ze szkolny Key Club wspolpracuje z tym klubem, uczniowie z naszej szkoły pomagali przy tym (ja także ). Generalnie to bardzo super zajecie, bo pracujesz przez jakies 2-3 h (wycierasz stoliki, podajesz pancake i kiełbaski, sosy i napoje), a w ramach tego opuszczasz kawalek szkolnego dnia, spędzasz milo czas ze znajomymi i dostajesz darmowe pancaki i kiełbaski (zyc nie umierać). Moja zmiana miała być od 9 do 11 i kiedy już się zbieraliśmy do wychodzenia, okazało się, ze jakiś facet obrabowal bank w naszym miescie i szkola jest pozamykana, i nikt nie może do niej wejść lub wyjść, wiec przez kolejne dwie godziny siedzieliśmy w tej restauracji i gadaliśmy. Także calkiem dobrze wyszlo, bo do szkoły wrocilismy tylko na jedna lekcje.
W piątek (11/08) po treningu odebrali mnie hosci i stwierdzili, ze tak swietnie wyglądam (zmeczona, mokra, nieumalowana), ze pojdziemy zjeść na miasto. Takiego smsa odebrala od hmamy po treningu ‘pojdziemy do miejsca ze spaghetti po twoim treningu, ale to nie jest jakas fancy restauracja, wiec możesz nosic dresy’ – od razu mi ulzylo jak to przeczytałam, bo nie czułam się tak, żeby zakladac jeansy. Okazalo się, ze pojechaliśmy do katolickiej podstawówki, która tego dnia organizowala zbiorke pieniędzy w formie kolacji (w USA rząd nie utrzymuje religijnych szkol, sa prywatne, ale od czasu do czasu robia rozne zbiorki pieniędzy). Mimo tego ze jedliśmy w sali gimanstycznej i nikt nie wygladal szykownie, czułam się trochę dziwnie z czapka na glowie i zwisającymi kołtunami mokrych wlosow. Ale generalnie jedzonko było bardzo smaczne (lub bylam po prostu glodna po treningu…). Pozniej wrocilismy do domu i przez godzine klocilismy się jaki film powinnismy obejrzeć. W końcu hmama się zdenerwowala, ze nie możemy podjąć decyzji, przyniosła pierwszy lepszy film jaki znalazła i go wlaczyla. Moja hsiostra po godzinie oglądania wyszla spotkać się ze swoim chłopakiem, htata praktycznie przez caly film robil cos na swoim telefonie, ja smsowalam lub drzemałam (jeden plus tego filmu – idealny do spania, co w sumie nie wiem, czy można traktować jako pozytywna ceche filmu…), a hmama nawet nie prosila, żeby zatrzymać, gdy musiala wyskoczyć do toalety, wiec wnioskuje, ze ten film nikomu się nie podobal (nie pamiętam tytułu, wiec wam nie podam – przepraszam, ze nie mogę was ostrzec przed nieoglądaniem tego filmu).

sobota (11/09)/ niedziela (11/10)

Wstalam jakos po 7 am (tak, wiem, ze to dziwne jak na sobote), ale przed 9 am musiałam być już w klinice weterynaryjnej. Jako ze zaczelam powoli myslec o zostaniu w przyszłości weterynarzem, pogadałam z doktorem z mojego klubu Rotary, który posiada klinikę i pozwolil mi przyjść poobserwować jego prace. No to tak wiec w sobotni poranek odwiedziłam go w jego gabinecie. Najpierw tylko się przygladalam jego pacjentom, ale później zaczelam przytrzymywać psy podczas badania itd. Nawet jeden pan zaczal zadawac mi jakies pytania na temat leczenia jego psa, gdy doktor wyszedł przepisac leki. Bardzo się zdziwil, gdy go poinformowałam, ze jestem dopiero w liceum i nie pracuje w tej klinice. Pozniej wspólnie z pracownikami kliniki zabrałam psy, które sa w trakcie leczenia lub obserwacji na spacer. Od razu przypomniały mi się te wszystkie spacery z moim psem, do których zmuszala mnie moja mama (nie zrozumie mnie zle, kocham mojego psa, ale na spracerach swirowal, wiec to nie była żadna przyjemność). O 12 pm odebrala mnie hmama i pojechalysmy na lunch z htata i hsiostra, a później razem z G wstapilysmy do Walmartu, bo chciałam kupic torebke i balon urodzinowy (wybrałam takiego wielkiego cupcaka z napisem ‘Happy Bday!’ i swieczka). O 5 pm moja hmama zawiozła mnie na urodzinowy sleep over. Była to imprezka tylko dla dziewczyn i jak tam dotarlam to jeszcze wszystkich nie było (tylko organizatorka + dwie kumpele, z którymi mam U.S. govt.). Zaczelysmy gadac w sumie o wszystkim, zadawaly mi mase głupich pytan, tylko po to, zebym gadala z moim akcentem. Pozniej uczylam je trochę polskiego, a one roznych brzydkich slow po angielsku hehehe Naprawde czułam się jak z moimi dobrymi przyjaciółkami. Jedna z nich jest taka zabawna (okej, teraz będzie trochę gross, ale za każdym razem kiedy ona beka lub pierdzi, lub nawet tylko wypowie slowo ze zmienionym tonem glosu, co jej się często zdarza – ja się smieje). Na tej imprezce były tez dwie inne dziewczyny, których nie znalam wcześniej (no dobra, nie poznałam ich wcześniej, ale z raz z nimi gadałam, a z racji, ze było to w pewnych okolicznościach, odniosłam wrazenie, ze nie przypadlysmy sobie do gustu). Anyway, gdy Becky przedstawiala mnie im, mowila ‘poznalyscie Ule wcześniej? Ona jest taka zabawna, pokochacie ja!’ – co było bardzo słodkie, bo ja tak naprawdę nie robie nic, a one się smieja lub cos. Najlepsze było jak Becky otworzyla ode mnie prezent (dużo słodyczy i roznych innych rzeczy z Poski), zobaczyla polska kartke urodzinowa i kazala mi przetlumaczyc. Gdy skonczylam, powiedziała ‘She’s so adorable, isn’t she?’. Do ok 3 am ogladalysmy horrory, gadalysmy i jadlysmy. Rano jedna z dziewczyn usmazyla jajka i bekon dla wszystkich. Jakos po 9 am wrocilam do domu i po kościele od 1 pm do 5 pm spedzilam w kuchni. Chcialam pobawić się w kucharke i zrobić dla moich hostow polska kolacje. Najpierw upiekłam szarlotke, która wyszla rewelacyjnie i widziałam, ze bardzo im smakowala. Pozniej zabrałam się za pierogi. Kasze na farsz ugotowałam dzień wcześniej, wiec nie było to takie trudne, ale gdy przyszlo do wyrabiania ciasta… Tragedia… Był to mój drugi raz, gdy robiłam (a raczej probowalam) zrobić to sama. Generalnie skonczylo się na tym, ze dwa ciasta, które ja wyrabiałam wyrzuciliśmy i po tym się poddalam, wiec htata obejrzał filmik na youtubie i sam wyrobil ciasto. Mimo tego pierogi wiejskie wyszly rewelacyjne! Odsmazone na tłuszczyku smakowaly jak babcine i mojej host rodzinka tez była zadowolona :))




tak mi sie ta buzka spodobala, ze az zrobilam fotke :)

ze spacerku z pieskami


pierozki, czyli niebo na ziemi <3

szarlotka, czyli same pysznosci i mnostwo radosci!

z jednej z prob 
poniedziałek – piątek (11/11-15)

W tym tygodniu zaczelismy morning practice, czyli witaj wstawanie o 5.20 am… O 6 am rozpoczynamy trening i o tak od razu sobie biegamy 18 okrazen na sali gimnastycznej… A później, kiedy już ledwo oddychamy, to trener ma dla nas morderczy trening pelen roznych cwiczen. O 7 am zmeczeni i spoceni idziemy wziąć prysznic i na sniadanie na stolowke. Musze wam powiedzieć, ze w sumie polubiłam pływanie i te poranne treningi, bo przynajmniej mam usprawiedliwienie na noszenie dresow do szkoły i wyglądanie jak crap każdego dnia (powoli zamieniam się w amerykanska nastolatke, nie wiem czy się cieszyc czy plakac haha).
Kazdego dnia miałam tez proby do przedstawienia. Idzie nam naprawdę swietnie, a wystep już tuz tuz (przyszly piątek). Nie mogę się już doczekać!
W srode (11/13) miałam prezentacje o Polsce na spotkaniu Kiwanis Club. Mimo ze to ta sama prezentacja co dla mojego clubu Rotary, to jedna minela chwila miedzy prezentacjami, wiec chciałam się wcześniej przygotować. No ale jednak nie wyszlo, bo kompletnie o tym zapomniałam. W nocy z wtorku na srode obudziłam się chyba kolo 3 am i sobie uswiadomilam, ze to wlasnie dzisiaj mam te prezentacje. Rano zapakowałam wszystkie rzeczy i można powiedzieć, ze bylam gotowa. Na to spotkanie pojechałam w trakcie lunchu z dyrektorem mojej szkoły. Ten klub jest mniejszy w porównaniu do Rotary i przedzial wiekowy jest trochę inny (w większości to ludzie po 60siatce). Zaczelam od swojego zarcika (tego ze mój angielski nie jest za dobry, wiec będę kontynuować prezemtacje po posku), ale prawie nikt go nie zalapal (tym razem serio musiałam dodac ‘just kiddin’). Swoja droga, widziałam tez jak jeszcze zanim zaczelam mowic, pare dziadkow wygodnie ulozylo sobie glowy do snu… Mimo wszystko prezentacja wyszla calkiem niezle, trochę osob do mnie podeszlo, zadawalo pytania, dostałam nawet upominek z logiem klubu. Wieczorem miałam także zdjęcia drużynowe. Mam nadzieje, ze wyszly ladne.
W czwartek (11/14) moi znajomi z lunchu poszli na koncert hiszpański (z racji tego ze sa w klasie hiszpańskiej), wiec ja najpierw myslalam, ze będę musiala zjeść lunch w moim homeroomie, a tu nie. Footballisci zaproponowali mi, żeby zjadla z nimi lunch :))) Cos tam sobie pożartowaliśmy i trochę tez pouczyłam ich kultury, ze nie należy wykorzystywac freshman girls do wyrzucania smieci.
W piątek (11/15) bylam jedyna osoba na moim angielskim z mojej klasy, ale nie wiadomo skad znalezli sie tam takze rozni seniorzy, ktorzy bardzo sie ucieszyli, ze choc na ten jeden dzien znalazlam sie w ich klasie. Nawet jeden chlopak powiedzial mi, ze chce mnie poslubic z powodu mojego akcentu hehehe
A wieczorkiem tak jak pisalam - movie night.


swim team swag/ z Georgie :))))

z moim najlepszym guyfriendem Macklemorem hehehe

juz za 2 tygodnie bede nazywac ja siostra :))))


best friendy hehehe :)

z jednym z powodow, dla ktorych dolaczylam do druzyny plywackiej el oh el/ i ja wcale nie jestem mala, tylko on jest bardzo wysoki :P

uwielbiam Georgie w tle <3 hahaha

tak wlasnie wygladam przed kazdym treningiem, te checi...

sobota – niedziela (11/16-17)

Jakos po 10 am wyjechałam na Rotary Exchange Students meeting. Jak zwykle było superancko (chociaż chyba poprzedni weekend był lepszy). Najpierw pojechaliśmy na taka farme – fabrykę mleka (dairy farm/ nie wiem jak to się po polsku nazywa). Było to naprawdę interesujące dla mnie, bo nigdy wcześniej nie bylam w takim miejscu (co nie oznacza, ze nigdy wcześniej nie widziałam krowy lol). Pokazali nam jak wygląda proces pobierania mleka od krow, jak wygląda opieka nad krowami itd. (i nawet dostaliśmy czekoladowe mleko na koniec). Pozniej mielismy wielkie ognisko na działce jakichś ludzi z klubu Rotary, który goscil nas podczas tamtego weekendu. Zjedlismy tam bardzo pyszny obiad (z rownie pysznymi deserami) i dodatkowo s’morse (<3). Ok. 8 pm wszyscy wsiedliśmy do szkolnego autobusu (btw, to był mój pierwszy raz w czyms takim i musze powiedzieć, ze ciesze się, ze nie musze codziennie jezdzic nim do szkoły) i wyruszyliśmy w droge powrotna do naszej noclegowni (btw, zanim wyjechaliśmy, samochod jednej z naszej opiekunek wpadl do rowu, wiec caly autobus wymiencow wyleciał na pomoc, po czym okazało się, ze jest nas za dużo i nie potrzebują naszej pomocy, wiec tylko niepotrzebnie wyszliśmy na dwor). Gdy już dotarliśmy na miejsce, to mielismy jakies zabawy typu poznajmy się lepiej, a później mogliśmy korzystać ze scianki wspinaczkowej, sali gimnastycznej lub basenu. Ja z moimi znajomymi poszlam na basen, w którym spedzilismy ponad godzine, tylko tak naprawdę chillujac i gadając. Po tym zostaliśmy podzieleni na aktualnych wymiencow i przyszłych wymiencow, i mielismy spotkania w naszych grupach (jak co miesciac dzieliliśmy się naszymi przeżyciami z minionego miesiąca itd.). Pozniej jeszcze trochę gadaliśmy, graliśmy w squatsha i ok. 2 am wreszcie poszliśmy spac. Rano odebrali mnie i moja host siostrę hosci i w drodze powrotnej do domu zahaczyliśmy o pare sklepow (kupiłam sobie m. in. kurtke zimowa, bo w tamtym tygodniu przed morning practice snieg mnie zaskoczyl…). Pojechalismy tez na lunch do Chipotle (to był mój pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni), to taki bar szybkiej obsługi z meksykańskim grillem, bardzo bardzo smaczny! Gdy tylko dotarliśmy do domu, zdrzemnelam się, bo nie czułam się najlepiej. Wieczorkiem na kolacje przyszli host dziadkowie. Zjedlismy bardzo smaczna lasagne mojej host mamy  i ciasta host babci (blueberry pie i peacan pie).

dairy farm



z wymiencami (bo tak trudno sie domyslic hehe)



poniedziałek – sroda (11/18-20)

Nie lubie poniedzialkow. Wiem, jestem mało oryginalna, ale to prawda. No bo kto je lubi? Poniedzialki same w sobie zle, bo rozpoczynają caly tydzień nauki, a żeby jeszcze tego było mało, ten poniedziałek przywitaliśmy morning practice. Nie dość, ze bylam spiaca, to jeszcze nie czułam się najlepiej (kaslalam cala noc). W szkole umierałam przez caly dzień, a później na probie do przedstawienia. Ze szkoły wyszłam dopiero po 6 pm, masakra. 
To samo we wtorek, no może z malym wyjątkiem, bo jestem jakos mniej zmeczona (mimo ze poranny trening był cięższy). Gdy wrocilam po probie, czekal na mnie w domu gwiazdkowy prezent (tak, wiem, ze jest listopad). Taka niespodzianka od kogos w rodzaju mojej konselorki (to juz moja trzecia konselorka haha). Przekazala ten prezent dla mnie teraz, bo wlasnie wyjechala na zime na Floryde. Bardzo milo z jej strony :) 
Sroda nie roznila sie praktycznie niczym od poniedzialku i wtorku. Nie no, nie mialam morning practice, wiec przynajmniej sie troche wyspalam (mozna powiedziec), ale do domu wrocilam pozniej (ok. 8 pm), bo poszlam z jedna z moich konselorek na joge. W ogole smiesznie, bo instruktorka dala nam swoje wizytowki i ja patrze na jej nazwisko, i tak sobie mysle, ze to polskie. Wiec sie jej zapytalam, czy to jej nazwisko, a ona zaczela probowac je wypowiedziec. Ja w tym samym czasie powiedzialam to poprawie, na co ona, ze to polskie nazwisko, a ja wtedy, ze wiem, bo jestem z Polski i to rozpoznalam. A ona "moge sie zgodzic z tym, ze jestes z Polski, bo wypowiedzialas to nazwisko bardzo poprawnie" hehehe no dzieki, ze sie z tym zgadzasz lol

a o ten slodziak przyszedl do mnie do lozeczka, gdy sobie drzemalam :)))

Ulczix



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz