poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdzial XXVI: "Whatever. Great day. Today. Best day of my life."

Dokladnie tydzien temu odbyla sie moja pierwsza amerykanska Wielkanoc (4/20), ktora zrobila sie calkiem polska przez barszcz bialy i mazurek, ktore przygotowalam (oczywiscie brakowalo mi babcijnych ciastek, no ale to sobie nadrobie w przyszlym roku :) ). Dobrze sie zlozylo, ze moja host rodzina jest katolicka, to przynajmniej moglam pojsc z nimi do kosciola. Generalnie caly ten proces wyglada zupelnie inaczej niz w Polsce. Tutaj nie maja Mszy Sw. od czwartku do poniedzialku, jest tylko niedzielna (ewentualnie sobotnia, na ktora praktycznie nikt nie chodzi), ktora nie wyglada az tak uroczyscie jak ta w Polsce. Wielkanoc spedzilismy w nas w domu, gdzie odwiedzili nas tata i brat mojej host mamy, moje host siostry i jednej z nich maz (no i jeszcze oczywiscie Nala, pies jednej z moich host siostr). Potrawy roznily sie kompletnie od tych typowo polskich. Przygotowalismy pieczona szynke, klopsiki z barana, pieczonego lososia, puree z kalafiora, faszerowane jajka oraz mnostwo roznego typu warzyw  - tak jak juz wam chyba wspominalam moja host rodzina sie bardzo zdrowo odzywia. Ale to nie przeszkodzilo przy pieczeniu ciastek (no bo jak Swieta to trzeba swietowac!). Ja zrobilam mazurek potrojnie sliwkowy, ktory od 2 lat jest moim ulubionym ( i chyba stal sie takze ulubionym ciastem mojej host mamy :) ), ona przygotowala tort marchewkowy i truskawki w polewie z gorzkiej czekolady. Do tego poczestowalam ich jeszcze polska czekolada i krowkami. Okolo poludnia zasiedlismy do pieknie przygotowanego stolu na werandzie, ale musze wam powiedziec, ze to chyba byly pierwsze Swieta, kiedy moglam sie ruszac po jedzeniu (dodatkowo super wiadomosc: nic nie przytylam przez Swieta, a nawet lepiej, bo schudlam! co nie oznacza, ze nie pozwolilam sobie na zadne slodkosci, wrecz przeciwnie! zjadlam nawet kilka kawalkow! po prostu wybralam sie na 2 spacery tego dnia :) ). Po lunchu/ obiedzie "dzieci" (czyli ja i moje host siostry, z ktorych jedna ma 25, a druga - 28 lat i jednej z nich maz) dostalismy nasze koszyki od kroliczka wielkanocnego (moj pierwszy koszyk w zyciu!), a pozniej zaczela sie zabawa w polowanie na jajka, ktora zorganizowali dla nas moi host rodzice (z reguly male dzieci sie w to bawia, ale z racji tego, ze ja tego nigdy wczesniej nie robilam, to choc na ten jeden dzien zmienilam sie w mala dziewczynke). Jeszcze zanim wszyscy sie zebrali do wyjscia, zrobilismy rodzinne zdjecia. 





z najslodszym (zaraz po moim piesku) psie na swiecie <3



egg hunting

z moja wspaniala host rodzinka :)




kolejny powod dlaczego kocham USA i Wielkanoc!


W Wielkanocny Poniedzialek (4/21) w przeciwienstwie do nastolatkow w Polsce musialam isc do szkoly. Powiedzialam jednak mojej host rodzince o naszym zwyczaju i Smingusie Dyngusie, a oni tacy kochani obudzili mnie zimnym prysznicem (teraz to juz na pewno wyjde za maz haha). Po poludniu, tak samo jak i we wtorek, mialam mecz tenisa, ktory naprawde stal sie moim ulubionym sportem mimo tego, ze jestem beznadziejna (ale robie postepy :) ). 

W srode (4/23) byl dla mnie wielki dzien, czyli moja 18-stka! Z samego ranka hosci przyszli do mnie do pokoju i zaspiewali Sto Lat. Gdy tylko weszlam do szkoly, zobaczylam moja szafke, ktora jedna z moich host siostr udekorowala dla mnie (dzieki temu wszyscy wiedzieli, ze mialam urodziny, pomijajac fakt, ze nosilam przypinke z napisem "Birthday Girl" i korone z "Happy Birthday"). Moje najlepsze przyjaciolki daly mi prezenty, a podczas lunchu poszlysmy do sekretariatu, gdzie czekal na mnie tort zrobiny przez sekretarke. Pozniej zamknelysmy sie w jednym z pokoi i jedna z moich kumpeli uderzyla mnie 18 razy po tylku (tradycyjnie osiemnastkowo :) ). Generalnie mnostwo osob zlozylo mi zyczenia, ci ktorych dobrze znam, jak i kompletnie obce dla mnie osoby. Dostalam wiele smsow, tweetow, wiadomosci na Facebooku i zdjec na Instagramie, ktore z kazdym kolejnym powiekszaly usmiech na mojej twarzy. 

moja urodzinowa szafka! taka niespodzianka >>>>

z Thomasem, ktory tez ma urodziny 4//23!!! "BIRTHDAY GIRLS"

z najlepsza <3
Po powrocie ze szkoly pomoglam hostom w przygotowaniach mojej urodzinowej imprezki, na ktora zostali zaproszeni znajomi moich host rodzicow (ich syn mial urodziny tego samego dnia co ja), moja host siostra, moje wczesniejsze host rodziny i moje dwie przyjaciolki. Pojedlismy, posmialismy sie, pocykalismy fotki, pootwieralam prezenty i w koncu wszyscy sie rozeszli. Jednak z reka na sercu moge wam powiedziec, ze ten dzien byl chyba najlepszym dniem podczas mojej wymiany, jak nie w moim calym zyciu! Serio, poczulam milosc od mojej polskiej i moich amerykanskich rodzin! Szczerze moge powiedziec, ze najlepsze uczucie jest byciem kochana przez kogos, czego najbardziej doswiadczylam tego dnia. 

stol urodzinowy

meksykanska uczta! Hola!



"make a wish!"

bday kids

Georgie <3

z dlugo konczona ciezarowka Georgii haha
z moja pierwsza host rodzinka :)


moje urodzinowe kartki :)

bday gifts

W czwartek (4/24) po szkole poszlam do mojej przyjaciolki do domu i wspolnie nakrecilysmy posta na jej vloga, ktory gdy tylko ona przerobi, opublikuje tutaj :). A w piatek (4/25) pomimo brzydkiej pogody i odwolanego meczu tenisa, cala druzyna przyszla do mnie do domu na grilla (zarowno zawodnicy jak i ich rodzice). Team bonding udal sie swietnie! Wszyscy sie dobrze bawili (przynajmniej tak wygladalo haha), ja poznalam sie blizej z niektorymi ludzmi, wiec generalnie wieczor zaliczam do bardzo udanych.

dekoracje na team bonding


cupcakes dla druzyny CHS (Coshocton High School)


druzynowo :)

a tu w dalszym ciagu 

moj znak przed domem 

chcialam miec zdjecie z kazdym z druzyny :)
A dodatkowy, gdy wszyscy poszli do domu, ja z hostami udalam sie do kina na God's not dead. W tym filmie moze nie zobaczycie wiele znanych aktorow, ale przekaz jest bardzo mocny i wzruszajacy, ja w niektorych momentach mialam ciarki. Polecam wszystkim!


W weekend wreszcie odbylo sie dlugo przeze mnie wyczekiwane spotkanie z wymiencami! Tym razem spotkalismy w lobby jednego z bankow w Lancaster, OH, zeby przecwiczyc ceremonie na konferencje dystryktu, ktora jest w maju. Pozniej mielismy szkolenia, zwiedzanie policyjnej stacji, kolacje w domu prezydenta miejscowego klubu Rotary. Jego piwnica byla pelna automatow z grami, wiec sami rozumiecie, ze byl to dla nas, nastolatkow, raj (w sumie nie tylko dla nas, dorosli sie tez swietnie bawili :) ). Po jedzeniu i zabawie udalismy sie do Y.M.C.A., gdzie spedzilismy noc, ale zanim to to mielismy jeszcze dalsze szkolenia i czas wolny na rozne gry i zabawy lub po prostu gadanie i wyglupianie sie. Wszyscy wymiency takze losowali jedna osobe z naszej grupy i pisalismy listy, ktore otworzymy dopiero po powrocie do naszych krajow. 


selfie z wymiencami prawie jak oscarowe selfie!
znalazlam nowa prace dla siebie lol

kregle w piwnicy

selfie o 2 am <ok!>
Po powrocie w dalszym ciagu spedzam generalnie leniwa niedziele, pojechalam tylko do sklepu, zeby kupic prezent dla mojej przyjaciolki na jej urodziny, a tak to to leze przed tv i drzemie, bardzo produktywnie, wiem (ale chyba taka niedziela powinna byc, nieprawda?). 





Ula

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdzial XXV: concrete jungle where dreams are made of, now you are in New York

26 marca moje najwieksze marzenie (zaraz po wyjezdzie na wymiane) zaczelo sie spelniac, a dlaczego? Bo znalazlam sie w miescie, ktore nigdy nie spi, czyli w Nowym Jorku!!!





Razem z moja siostra, konselorka i jej mama (ktora jest aktualnie moja host mama) pojechalysmy busem z Pittsburgh, PA. Na samym poczatku naszej przygody w Big Apple zlapalysmy taksowke, zeby doswiadczyc nowojorskiego zycia. Gdy tylko zostawilysmy nasze walizki w hotelu, poszlysmy do Grand Central Terminal, gdzie ja chcialam choc przez chwile pobyc Serena van der Woodsen z Plotkary (pierwszy odcinek pierwszego sezonu - Serena powraca ze szkoly z internatem i znajduje sie wlasnie na tej stacji). Chcialam tez polozyc sie na podlodze na srodku dworca i zrobic sobie zdjecie tak jak z jakiegos tam filmu (nie pamietam tytulu), ale niestety bylo tam za duzo ludzi (co chyba jest dosc oczywiste skoro to terminal). 




Pozniej ruszylysmy w strone chyba aktualnie najwyzszego budynku w Nowym Jorku, czyli Empire State Building. Widok z tego budynku, byl chyba jednym z najlepszych jakie w zyciu widzialam. Moj wzrok mogl objac wszystko, niemalze caly Nowy Jork, cos wspanialego. 





Po zjechaniu na ziemie weszlysmy do serca miasta, ktore nigdy nie spi, czyli Times Square. I tam to po prostu bajka! Jesli czasem zastanawiasz sie, gdzie znajduje sie reszta swiata, to ja ci powiem, ze wiekszosc z nich jest najprawdopodobniej tam. Obowiazkowo zrobilysmy przystanek w chyba najwiekszym sklepie M&M's, w jakim do tej pory bylam. 


these lights will inspire you

these streets will make you feel brand new







Kupilysmy tez bilety na Broadway show, w naszym przypadku byl to Upior w Operze. Mimo tego ze ten spektakl tani nie byl, to wydaje mi sie, ze warto bylo go zobaczyc. Tak, wiem, ze w teatrze ROMA tez mieli te sztuke, ale chyba nie ma co porownywac broadwayowskiego show do polskiej produkcji. Te wszystkie efekty specjalne, cos zdumiewajacego! Kiedy tak siedzialam na widowni, to zastanawialam sie, czy moze pewnego dnia ja takze znalazlabym sie w jednej z produkcji na Broadwayu...

Po spektaklu chcialysmy zlapac taksowke (tak jak wszyscy...), wiec sami rozumiecie, ze bylo to dosyc trudne. Zaczelysmy isc w strone hotelu z nadzieja, ze po drodze jakas znajdziemy. Juz szczesliwe zobaczylysmy jedna i zaczelysmy biec w jej strone, a tu z drugiej strony podbiega jakas pani i ona, i ja lapiemy klamke w tym samym momencie. Nagle ona zaczyna sie wydzierac "Zostaw mnie!!" jakbym nie wiadomo, co jej zrobila. Wiec skonczylo sie na tym, ze to hotelu poszlysmy na piechote, ale ja przynajmniej doswiadczylam przynajmniej prawdziwej nowojorskiej walki o taksowke (szkoda tylko, ze przegralam). 


Nastepnego dnia mialysmy bardzo napiety plan. Po bardzo amerykanskim sniadanku (pancakach z bekonem) poszlysmy do 9/11 Memorial. 










Pozniej przyszla kolej na kolejna bardzo nowojorska rzecz, czyli Statue Wolnosci. 




Nastepny przystanek na naszej drodze to Chinatown, gdzie z nikim praktycznie nie mozna bylo sie po angielsku dogadac, ale przynajmniej mozna bylo kupic suszone mieso rekina (za jedyne $300 za pound). Po chinskiej dzielnicy przyszedl czas na troche inne klimaty, czyli Little Italy, gdzie gelato rzeczywiscie bylo jak z Wloch. Dzien chcialysmy zakonczyc przy pysznej kolacji w polskiej restauracji, ale zanim sie tam znalazlysmy byla pora jeszcze na Wall Street z bykiem i Soho. 














chyba moje ulubione miejsce w NYC!

tego mi brakowalo!!!
Piatek byl nie tylko ostatnim dniem w najbardziej zabieganym miescie swiata, ale takze ostatnim dniem spedzonym z moja siostra. Po kolejnym bardzo amerykanskim sniadanku udalysmy sie do najbardziej superanckiego sklepu Apple, ktory znajduje sie pod ziemia oraz do najwiekszego sklepu z zabawkami, gdzie maja takze najwieksze jakie w zyciu widzialam pianino i w ktorym dodatkowo byl nagrywany Kevin sam w domu 2










Po drodze do Central Parku widzialysmy takze hotel z tego samego filmu. Kolejnym punktem na naszej drodze byl hotel Empire, gdzie odwiedzilam moja jedyna milosc, czyli Chucka Bass (taki tam zarcik, ale zdjecie zrobilam i teraz moge to wykreslic z mojej bucket list :)). Pozniej zakupki i do hotelu zebrac Agaty rzeczy i wsadzic ja do busa na lotnisko. To pozegnanie wcale nie bylo zle (zapewne dlatego, ze wiem, ze zobacze ja juz za kilka miesiecy). Gdy bus odjechal, ja z moja konselorka i host mama krecilysmy sie jeszcze troche po Nowym Jorku, a wieczorem spotkalysmy sie z ich znajomymi na kolacji w tureckkiej restauracji. O 11 pm wsiadlysmy do autokaru i tak sie wlasnie moja przygoda z Nowym Jorkiem zakonczyla (przynajmniej na ten czas).






Gdyby ktos rok temu powiedzial mi, ze pewnego dnia znajde sie w Nowym Jorku, najprawdopodobniej bym mu nie wierzyla. A tu prosze, taka niespodzianka. Po prostu zyje swoim najwiekszym marzeniem. #LoveLife





Ula