czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdzial XXIX: "One day we'll look back, we'll smile and laugh, but right now we just want to cry 'cause it's so hard to say goodbye"

Przepraszam, ze ten poscik bedzie krotki, ale nie mam za bardzo czasu, bo za 2 godziny wyjezdzam do Columbus, skad lece na 2 tygodnie na West Coast, woohoo! 

Chcialam wam tylko opisac jeden dzien, prawdopodobnie jeden z najwazniejszych dni mojej wymiany, jak i nie mojego zycia, a mowie tutaj o graduation. 

Wszystko bylo tak jak sobie wyobrazalam, nerwy, usmiechy na twarzach, pogaduszki, wsopnienia, no i oczywiscie takze lzy... Przed uroczystym zakonczeniem roku szkolnego dla seniorow, zrobiono klasowe zdjecie na sali gimnastycznej, ktore znajdzie sie w ksiedze szkolnej. Ceremonia odbywala sie w szkolnym audytorium. Wszystko zaczelo sie o uroczystego wejscia seniorow w rytmach marszu, granego przez szkolna orkiestre. Pozniej przemowa dyrektora, specjalnego goscia, wystep choru i najwazniejszy moment tego dnia, wreczenie dyplomow. Kazdy z seniorow osobno wchodzil na scene, zostawal przedstawiony i odtrzymywal papier, ktory byl dowodem na zakonczenie przygody z liceum. Moj dyplom niestety nie byl dowodem na pozegnanie sie z edukacja w liceum, byl to tylko dokument konczacy moja edukacje w amerykanskim liceum. Po tym najpierw seniorzy opuscili sale i udali sie na sale gimnastyczna. Wszyscy skakali z radosci, smieli sie, plakali i ze smutku, i ze szczescia. Jednym slowem, UDALO NAM SIE, ZROBILISMY TO! Wtedy takze byla pora na zdjecia. Z racji tego, ze ja juz sie zamienilam w prawdziwa Amerykanke, oczywiscie chcialam, zeby moja host mama zrobila mi milion zdjec (co jej w ogole nie przeszkadzalo :)). 



















Po calej uroczystosci razem z moja host rodzinka udalismy sie do domu na obiad/ kolacje, na ktora moja host mama zrobila moje ulubione danie. Ok. 7 wieczorem poszlam na kolejna graduation party, a pozniej na ognisko do jednej z moich host siostr. 

Gdy wroce z mojej wycieczki to wam dokladnie opisze co sie teraz u mnie dzieje, a dzieje sie duzo. Powoli nadchodzi moment wielkiego pozegnania... 

Ula

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdzial XXVIII: But seriously coach, where is my award for being the funniest person on the team?!

Ktokolwiek powiedzial, ze ostatnie miesiace twojej wymiane sa najlepsze, mial racje! Dodatkowo sa to chyba najbardziej zajete miesiace (no w sumie przez cala wymiane jestes okropnie zajety, ale teraz to juz w ogole, roller coaster!). Tak malo czasu, a tyle jeszcze chce zrobic (patrzac na moje plany, to moglabym pewnie spedzic tutaj kolejne 2 lata, no ale...). Nie ma co sie smucic! Mam zamiar przyjechac tutaj za rok na wakacje, wiec czego nie zrobie teraz, bede miala czas pozniej! 


Oczywiscie juz troche minelo od czasu publikacji ostatniego posta... PRZEPRASZAM! No ale tak jak juz wspomnialam jestem bardzo zajeta. Wiem wiem, to zadne wytlumaczenie, bo jakos inni wymiency daja rade z pogodzeniem wszystkiego (moze oni po prostu nie maja zycia poza szkola? jk). Nie no zartuje, ja to po prostu troszke leniwa jestem i czasem wole spedzic czas z moimi hostami ogladajac filmy niz przed komputerem. No ale koniec juz uzalania sie! Ten blog jest w sumie o mojej wymianie, wiec zamierzam wam teraz strescic ostatnie kilka tygodniu mojego wielce szalonego amerykanskiego zycia!

Dzieki byciu czescia druzyny plywackiej, zblizylam sie strasznie razem z Marina do jednej z dziewczyn, wiec teraz bardzo czesto sie spotykamy. Chodzimy na lody, gramy w tenisa, ogladamy filmy, czy urzadzamy sleepover! Noc z piatku na sobote (5/23-24) spedzilysmy u niej w domu i zblizylysmy sie troche do jej rodzicow, sa tacy kochani! Powiedzieli, ze konieczenie chcac nas zabrac na zakupy czy cos. Dodatkowo, jej mama powiedziala, ze jest bardzo szczesliwa, ze jej corka sie z nami zaczela przyjaznic, bo ona praktycznie nigdy wczesniej nie urzadzala nocowania (nie no ze ona nie ma zadnych przyjaciol, wrecz przeciwnie! jest taka mila i slodka, ze przyjazni sie ze wszystkimi!). Ona na bank bedzie na poczatku dlugiej listy ludzi, z ktorymi chce utrzymac kontakt po zakonczeniu mojej wymiany. 

W odroznieniu do tego swieta w Polsce, tutaj jest ruchome, zawsze przypada na druga niedziele maja, a mowie tutaj o Dniu Matki, ktory w tym roku przypadl 11stego maja. Jedna z moich host siostr nalezy do innego kosciola chrzescijanskiego, a z racji tego, ze byla w skeczu dla dzieci, zaprosila nas, zebysmy przyszli na msze wlasnie tam. Doswiadczylam czegos zupelnie innego, "amerykanskiego". Muzyka, spiew, tance, krzyki, radosc. Nie bede ukrywac, bardzo mi sie to podobalo. Na samym poczatku pastor mial przemowe, nastepnie byl czas na kilka chrzescijanskich piosenek, ktore zagrala dla nas, zgaduje, ze koscielny zespol. Z racji tego, ze byl to Dzien Mamy, wszystkie mamy byly w centrum uwagi i to w sumie nie bylo takie ich codzienne nabozenstwo. Dzieci z calego kosciola przygotowaly przedstawienie dla mam, a niektorzy z doroslych skecz dla dzieci. Dodatkowo puscili nam filmik, ktory byl tak zabawny, ze postanowilam pokazac wam go takze: http://www.youtube.com/watch?v=VyzHYlYr88o
Po kosciele cala rodzinka przyszlismy do nas do domu na grilla i pogaduszki, a po poludniu pojechalismy na farme do rodzicow jednej z moich host siostr meza. Bylo to super popoludniu z przemilymi ludzmi! Uwielbiam jego rodzicow, rodzenstwo i ciocie, wszyscy tacy kochani! Dodatkowo moglam nietylko poglaskac, ale takze potrzymac kozy oraz "porozmawiac" z prosiaczkami (wreszcie moglam sie z kims dogadac hahaha). 


W czwartek (5/15) nie mialam wiekszosci lekcji, bo moich nauczycieli nie bylo w szkole, wiec razem z naszym subem (skrot od "substitute" - zastepca), ja i Marina gralysmy w wisielca. Wspolnie wybralismy kategorie, kraje. Dla mnie i mojej brazylijskiej przyjaciolki bylo to calkiem latwe i bardzo zabawne, bo nasz nauczyciel irytowal sie, ze on nie ma zielonego pojecia o swiecie hahaha (takie rzeczy tylko w Ameryce). 

16-stego maja przypadl dzien, na ktory dosc dlugo czekalam. Wreszcie mielismy mecz tenisa z druzyna, ktorej jeden z czlonkow jest wymiencem z Polski. Strasznie chcialam go poznac i pogadac po polsku (do tej pory poznalam tylko jednego chlopaka z Polski). No i przyjechali, i zaczal sie mecz (gral on z jednym z naszych najlepszych zawodnikow i musze wam powiedziec, ze byl bardzo dobry, bo wygral). Byl to bardzo napiety mecz z mnostwem wylgaryzmow, ktore rozumialam tylko ja, bo byly w obcym jezyku dla Amerykan. Z racji tego, ze generalnie zachowanie tego Polaka na korcie bylo dosc agresywne, a gral on z moim przyjacielem z druzyny, musialam cos zrobic. Po kilku razach kiedy padla wiazanka brzydkich slow, poszlam do mojego trenera i powiedzialam, ze powinien go zdyskwalifikowac, bo wyrazy, ktore plynely z jego ust, nie byly odpowiednie przy meczu fair play. On szybko cos obgadal i ten Polak stracil pare puntkow. Po przegranym dla mojej druzyny meczu podeszlam do tego Polaka i powiedzialam cos w stylu "niezly mecz", po polsku oczywiscie. Mina na jego twarzy byla rewelacyjna! Tak strasznie sie zdziwil, ze w takim malym miescie jak Coshocton on spotkal kogos, kto nie tylko mowi po Polsku, ale jest takze z Polski. Od razu mi powiedzial, ze mu strasznie glupio i tak jakos zaczelismy gadac w sumie o wszystkim. Nasza konwersacje jednak szybko skonczylismy, bo ja musialam isc zagrac moj mecz, ktory wygralam! (byl to moj drugi raz podczas calego sezonu, no ale nie tak zle jak na to, ze dopiero zaczelam grac ;)). 


ARE WE NORMAL OR WHAT???


Zaraz po meczu moj host tata odwiozl mnie do Granville, miasta oddalonego o ok. 45 min. od mojego na moje ostatnie spotkanie z wymiencami z mojego dystryktu (niektorych jednak na szczescie zobacze na wycieczce na West Coast w drugiej polowie czerwca). W sobote (5/17) odbyla sie takze konferencja mojego dystryktu. Ja razem z innymi wymiencami spiewalam Imagine - Johna Lennona we wszystkich jezykach (no nie do konca "wszystkich", ale przynajmniej we wszystkich z krai, z ktorych byli nasi wymiency). Pod koniec wszyscy zebralismy sie w jednym pokoju, usiedlismy w kole i podsumowywalismy nasza wymiane. Przyszedl tez czas na powiedzenie tego slowa, ktore jest znienawidzone przez wszystkich wymiencow, "do widzenia"... Byl czas i na smiech, i na lzy (mnostwo lez). Jeden z chlopakow z mojego dystryktu powiedzial mi, ze jestem najslodsza dziewczyna w calym dystrykcie i poprosil mnie, zebym sie nigdy nie zmieniala. Inny podchodzil do mnie chyba z 5 razy, zeby mnie przytulic na do widzenia. Dodatkowo jeden z czlonkow Rotary, gdy sie ze mna zegnal, powiedzial do mnie: Strasznie czekalem na pozegnanie z toba, bo bardzo chcialem ci powiedziec jedna rzecz. 13 lat temu mielismy wymienca z Polski. Jestem pewny, ze ona byla dobra osoba, ale nie do konca najlepszym wymiencem, ktory zostawil bardzo brzydki znak po sobie o Polakach. I w tym roku przyjechalas ty i wszystko zmienilas! Teraz juz nikt nie bedzie pamietal o niej, tylko o tobie, jaka jestes mila i odwazna. Na koniec powiedzial, ze nie chcial sprawic, zebym plakala, ale oczywiscie mu nie wyszlo, bo jak tu nie plakac, jak ktos mowi ci takie wspaniale rzeczy?! Gdy uslyszalam te slowa, zrozumialam, ze najwazniejszy cel mojej wymiane wlasnie wypelnilam, a bylo to, zeby cos zmienic na swiecie.
Gdy wrocilam po tych 2 dniach do domu, nie wytrzymalam, bylam tak smutna, ze musialam zjesc lody (oczywiscie Ben&Jerry's :)). 



ze wszystkimi wymiencami z mojego dystryktu





Nastepny dzien (5/18) spedzilam z moimi hostami u mojej host siostry w Columbus, ktora mialam urodziny 2 dni przed tym. Uwielbiam z nia przebywac, jest taka szalona! Normalnie moge z nia o wszystkim pogadac i wiem, ze nie bedzie mnie oceniac, tylko jeszcze mi jakos poradzi. 

W poniedzialek (5/19) po szkole mialam bankiet druzyny tenisowej, ktory znaczyl tylko jedno: sezon niestety sie konczyl... Podczas wczesniejszego bondingu z druzyna zrobilam sobie zdjecia z kazdym czlonkiem, wiec wydrukowalam je dla kazdego, ktore razem z milymi slowami na odwrocie rozdalam podczas bankietu. Moje blizniaki z druzyny powiedzieli mi, ze zaraz zaczna plakac i poprosili mnie, zebym nie wyjezdzala. Trener wyglosil znaczaca dla mnie wiele przemowe, ktora sprawila, ze smialam sie tak mocno, ze zaczelam plakac (mimo tego i tak nie dostalam mojej nagrody za bycie najzabawniejsza w calej druzynie). Swietnie podsumowal moj czas spedzony w druzynie, ktory byl bardzo zabawny dla mnie. Dostalam tez moj certifikat, koc z moim imieniem i kwaity. Po uroczystej czesci przyszedl oczywisice czas na zdjecia (tak bardzo amerykansko haha).



z prawie cala druzyna :)

#redskinsproud
Kolejnym dowodem na to, ze szkola w Ameryce nie jest w ogole trudna, jest to, ze przez nic nierobienie przez caly rok zalapalam sie na liste honorowych uczniow. 





W sobote (5/24) pojechalam z moja byla host siostra na moja pierwsza graduation party do jej przyszlej wspollokatorki w collegu. Bylo bardzo fajnie, pomijajac fakt, ze nie znalam tam nikogo, wiec na poczatku bylo dosyc niezrecznie, no ale pozniej poznalam troche ludzi, wiec sie rozkrecilo. Natepnego dnia (5/25) przyznam, ze nie czulam sie najlepiej i przespalam w sumie pol dnia. Po poludniu poszlam z moimi hostami na graduation party do paru chlopakow z mojego liceum. Gdy wrocilismy, ja w dalszym ciagu bylam bardzo zmeczona, wiec poszlam do lozka, bo poniedzialek byl wielkim dniem dla mnie - razem z moja host mama odhaczylysmy kolejna rzecz na mojej bucket list - COLOR RUN! Bylo rewelacyjnie, oczywiscie sie spocilam, ale hej! gdy sie pocisz, to twoj tluszcz placze! (co jest bardzo potrzebne, gdy sie jest na wymianie hahaha). Po poludniu poszlam z hostami nad basen, gdzie nie tylko sie usmazylam, ale takze znowu upocilam haha. 








Juz za pare dni kolejny post o jednym z moich najwiekszych marzen podczas wymiany, ktore oczywiscie sie spelnilo! (niektorzy moga sie chyba domyslac o co chodzi hahaha :)).


Ula