wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdzial VII: Jeden z najlepszych weekendow w moim zyciu!

W piątek (23.08) skonczylam lekcje o 2.35 pm (z reszta jak codzien). Zanim wyszlysmy z G. ze szkoły była ok. 2.45 pm. Mialysmy 15 min, żeby zajechać do domu po moja walize i żeby zdazyc do Sandy (zajmuje się wymiana w Rotary) na 3 pm. Szybko wleciałam do domu, wzielam walizke, przywitałam się z Savannah (moja druga hsiostra, aktualnie jest w collegu, przyjechala na weekend do domu, dlatego dopiero teraz ja poznałam) i już z powrotem bylysmy z G. w samochodzie. Gdy dotarlysmy pod dom Sandy, ona już czekala na parkingu. Tylko wyjelysmy moje rzeczy z bagażnika i już z powrotem bylam w samochodzie. Jechalysmy do Columbus na Orientation Meeting. Po drodze rozmawialysmy o szkole, co mi się tutaj podoba, praktycznie o wszystkim. Sandy opowiedziała mi kilka smiesznych historii, niektóre dotyczyly poprzednich wymiencow. Uwielbiam jej poczucie humoru! Po 4 pm bylysmy już w Columbus, ale zajechalysmy jeszcze do nowego domu Sandy, żeby zostawić pare rzeczy (aktualnie jest w trakcie przeprowadzki). Nie jest wprawdzie jeszcze urządzony i pomalowany, ale już wygląda przytulnie.
Gdy wreszcie dojechalysmy na docelowe miejsce (musialysmy przebic się przez korki…), od razu przywitalo mnie kilku wymiencow. Poszlysmy zostawić moje torby i wpisac się na liste „przybytych”. Zapytalam się od razu Semy (inbound chair) o to czy będę mogla pojsc na Homecoming (jest tego samego dnia, co następne orientation). Powiedziala, ze to czesc mojej wymiany, amerykańskiej kultury i ze pewnie, ze mogę isc (teraz tylko G. musi mi znaleźć jakiegoś chłopaka…).
Gdy weszlysmy do srodka troszkę się zdziwiłam. Ten caly ośrodek skladal się z wielkiego budynku, w którym była ogromna sala gimnastyczna (ze scianka wspinaczkowa!), łazienki i pokoje konferencyjne. Oprocz tego był bardzo duzy ogrod (a raczej pole) z miejscem na ognisko, grilla i czyms w rodzaju toru przeszkod/ placem zabaw, ale nie takim dla dzieci (:P). O 5 pm była kolacja – pizza. Gdy stalam w kolejce po jedzonko, poznałam konselora dziewczyny z Francji, którego zona jest Polka. Obiecal, ze wezmie ja ze sobą na następne spotkanie! Po kolacji zaczely się prezentacje. Pierwsza była dla konselorow, druga o ludziach z mojego dystryktu, a później zaczely już się zajecia o homesickness itp. Na szczęście nie musieliśmy tylko siedzieć i sluchac, bo były tez zajecia w grupach. Moglismy się lepiej poznac dzięki temu. O 10 pm zakonczyly się prezentacje i do 12 am mogliśmy robic, co chcieliśmy (no ale za dużego wyboru to nie było). W sumie to rozmawialiśmy, poznawaliśmy się, wymienialiśmy przypinkami, jedliśmy. Było calkiem fajnie. Pozniej przyszla pora prysznica… Warunki nie były najgorsze, jedynym problemem był brak cieplej wody!!! (a myje wlosy codziennie…) Ale jakos dalam rade… Wszyscy spaliśmy w śpiworach w tej dużej sali gimnastycznej (chłopaki po jednej stronie, dziewczyny po drugiej). Było calkiem zabawnie (to chyba był mój pierwszy oboz w zyciu!). O 7.30 am była pobudka, poranna toaleta i sniadanie. O 9 am zaczely się zajecia, które trwaly do 3 pm, z przerwa na lunch o 12 pm. O 3 pm przyjechali inni wymiency (ci, którzy już byli na wymianie lub chcą pojechać). Mielismy zajecia z animatorami (gry zespołowe itp.). Poznalam dużo nowych ludzi, którzy wiedzieli gdzie jest Polska. Za każdym razem  gdy mowilam, ze jestem z Polski, to mówili, ze to ‘awesome’. Niektorzy nawet maja jakas rodzine z Polski lub korzenie, fajnie! Poznalam tez Dannike, która mieszka 10 min od Coshocton (nawet kumpluje się z niektórymi ludzmi, których znam). Wymienilysmy się numerami telefonow i przegadalysmy prawie caly wieczor przy ognisku jedząc marshmallows z czekolada. Po 12 am zgasili nam swiatla, ale nie poszliśmy jeszcze spac. Była to nasza ostatnia noc, wiec z dziewczynami trochę gadalysmy o naszych krajach, kulturach itd. I znowu pobudka była o 7.30 i śniadanko. Pozniej pożegnania i odjazd. Razem z host rodzinka pojechaliśmy do kościoła, który jest niedaleko domu mamy mojej hmamy. Msza była w sumie podobna do tej w polskim kościele, ale jednak roznila się kilkoma rzeczami: do Mszy mogą sluzyc dziewczyny (na tej Mszy sluzyly TYLKO dziewczynny), Komunie mogą podawac kobiety, przed czytaniami male dzieci ida razem z jakas pania do zakrystii i tam kolorują itp., a wracają po kazaniu (co jest w sumie dobrze przemyslane, bo przynajmniej reszta moze sie skupic, zamiast sluchac wrzaskow dzieci). Po Mszy pojechaliśmy do domu mamy mojej hmamy. Ma prześliczny domek na wsi, ze stodola, ze wszystkim (wygladal trochę jak ten z filmu ‘Hannah Montana the movie’). Przyjechalo tez rodzeństwo mojej hmamy z rodzinami. Zjedlismy razem lunch, a później pyszniutki domowy cytrynowy sernik (jak z Charlotte!). Po jedzeniu razem z Sarah (siostra mojej hmamy) poszlysmy poplywac kajakiem na stawie kolo domu. Była zabawnie. Kolo 5 pm wyjechaliśmy, bo miałam jeszcze prace domowa do zrobienia. Gdy zajechaliśmy do domu, G. była jeszcze w pracy, wiec każdy zaja się sobą (hrodzice robili chyba cos w ogrodzie, a ja matematykę…). Kolo 8 pm zjedliśmy wspólnie kolacje, G. poszla ogladac gale rozdania nagrod MTV, a ja poszlam robic angielski. Pozniej musiałam jeszcze się rozpakować, wykapac i tak jakos do 1 am mi zeszlo. Przez to dzisiaj (26.08) bylam bardzo niewyspana (mimo mocnej kawy rano). W szkole nic się w sumie dzisiaj nie dzialo, poza tym, ze na American Music on Brodway ogladalismy jakiś film o teorii musicali i wszyscy chyba zasnęli, to było trochę smieszne. A i zmieniłam American History na American Government and Econimics. AH mialam praktycznie z samym 9 gradem I nauczyciel mimo tego, ze bardzo mily, to mowil troche takim tonem jak do dzieciakow, wiec to mi się nie podobalo. Za to teraz mam AG&E tylko z seniorami, wiec jest calkiem fajnie. Nauczyciel bardzo ciekawie opowiada, wiec nie zaluje tej zamiany. Jutro na lekcji ma być tez quiz, ale jako, ze jestem nowa na tych zajęciach, to nie będę musiala go pisać! Po szkole spedzilam trochę czasu z G., pogadalysmy, posmialysmy się. Pozniej ja robiłam prace domowa, a ona spala. Po kolacji G. wziela się za swoja prace dom, a ja konczylam moja. Siedzialam w kuchni, ale musiałam pojsc na chwile na gore do pokoju. Gdy tam weszłam, to nie uwierzycie co zobaczyłam. Pies wysikał się u mnie w pokoju na dywan! Było to dla mnie trochę zabawne, ale poszlam po G. i razem to posprzatalysmy (wlasciwie to ona sprzatala, a ja siedziałam obok i się smialam). Pozniej wrocilam do kuchni i kolo 10 pm G. przyszla do mnie i posluchalysmy muzyki i posmialysmy się. Niedlugo wrócili hrodzice (musieli pojechać na godzine czy dwie do pracy) i posiedzieliśmy razem przy stole i gadaliśmy.

Jutro ide na spotkanie Rotary i z racji tego nie bd mnie na dwóch lekcjach w ciągu dnia J Chyba poznam w końcu moja konselorke.

Wstawiam jakies fotki z Orientation Meeting










Ulczix

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział VI: Nawet szkolne dzwonki są tutaj inne...

Jejku od ostatniego posta tyle się wydarzyło! Jak na razie to nie mam czasu na nudę (bo nawet jak siedzę w domu, to się nie nudzę!).

W poniedziałek (19.08) przy kolacji Georgia dostała smsa, ze jest jakaś imprezka u jej kumpeli. Od razu się ucieszyłam, bo myślałam, ze będzie to impreza taka jak na filmach (może nie od razu Project X…). No ale gdy tam dotarłam to … SZOK. Przy ognisku siedziały 4 dziewczyny, które trochę rozmawiały, a trochę siedziały na telefonach… ‘Okay’ pomyślałam i poszłam się przedstawić. Zamieniłam z nimi jeszcze parę  zdań, ale potem zaczęły gadać o jakichś ludziach, których nie znam, o jakichś sprawach z przeszłości… Generalnie nie wiedziałam o czym mówią, wiec nie miałam nawet jak włączyć  się do rozmowy (co mi w sumie jakoś specjalnie nie przeszkadzało, bo byłam bardzo zmęczona – jetlag). Później zaczęło schodzić się więcej osób. Kilka dziewczyn i sporo chłopaków (nikt z nich praktycznie się mi nie przedstawił, co uważam trochę za niemile, niektórym sama się przedstawiałam, ale potem już mi się to znudziło…). Do 23 siedzieliśmy przy ognisku, słuchaliśmy muzyki, gadaliśmy i cos tam jedliśmy – nic specjalnego.

We wtorek (20.08) byłam na spotkaniu Rotary. Strasznie mi się podobało! Wszyscy się ze mną witali, czułam się jak gwiazda. Najpierw wspólnie odmówiliśmy jakaś przysięgę i modlitwę ‘przedposilkowa’, a później każdy szedł po lunch i do swojego stolika. Siedziałam z moim host tata, Georgia, dwiema paniami, które poznałam na pool party, panem, którego zona ma polskie korzenie i dwiema innymi paniami, które były bardzo mile i zadawały mi dużo pytań. Po lunchu każdy przy stoliku miał się przedstawić, powiedzieć czym się zajmuje itp. Można było tez rozdawać jakieś upominki (np. długopisy). Ja poczęstowałam ich krówkami (powiedzieli, ze bardzo dobre). Po spotkaniu pojechałam z Georgia do domu i obejrzałyśmy ‘Great Gatsby’ (G. musiała to przeczytać przez wakacje). Potem była kolacja i dzień otwarty w szkole. Poznałam tam wszystkich nauczycieli, którzy od razu zaoferowali mi swoja pomoc w razie czego. Przed 20 wróciliśmy do domu, bo o 20 zaczynał się nowy odcinek Pretty Little Liars. Przyjechał do nas przyjaciel G. i poszliśmy do piwnicy oglądać ( maja tam takie domowe kino, nawet z taka maszyna do robienia popcornu jak w wesołych miasteczkach). Po PLL G. stwierdziła, ze nie ma butów na jutro do szkoły, wiec po 21 pojechałyśmy jeszcze na zakupy (i tak nie znalazła nic, co by chciała, czyli jak zwykle, kiedy czegoś się potrzebuje).

Środa (21.08) – pierwszy dzień szkoły. Ta szkoła trochę rożni się od tej na filmach… Jest mniejsza i nie ma, aż tak długich korytarzy… Ale nie jest najgorzej, podoba mi się ;) 
Zamiast pierwszej lekcji wszyscy najpierw udali się do swoich Homeroomow na pogadankę i odbiór planu zajęć. Gdy weszłam do mojego Hroomu było tam tylko dwóch chłopaków. Chyba od razu wyczuli, ze jestem nowa (przynajmniej jeden, bo drugi to się ani słowem nie odezwał…). Zapytał się mnie co tam, a ja ze wszystko ok i ze jestem z Polski. A on na to, ze był w Niemczech i Szwajcarii, ale w Polsce niestety nie (wow, wiedział gdzie jest Polska!). Powiedział mi tez, ze słyszał o mnie, ale nie wiedział, ze mamy razem Hroom. Później do tych, którzy wchodzili, mówił, ze jest tutaj wymieniec i chciał, żeby mnie poznali :) Oczywiście nauczyciel nie miał mojego planu, wiec musiałam pójść go odebrać do gabinetu (przez co spóźniłam się na matmę). Później miałam Healthy Living, gdzie są tylko dwie dziewczyny (ja i Monique ?), reszta to chłopaki. Będziemy niedługo robić jakiś deser, wiec jeden z chłopaków wpadł na świetny pomysł, żeby nauczyć się jakiegoś polskiego deseru. Wiec teraz muszę wymyślić coś, co można zrobić w 25-30 min… Macie jakieś pomysły???  Potem był angielski (mam go z moim Hroomteacher – taki wychowawca trochę). Po angielskim był lunch… Jedzenie w szkolnej stołówce… takie sobie…(chyba będę przynosić z domu albo będę każdego dnia sprawdzać, co będzie i wtedy decydować, czy kupie w sql czy wezmę z domu). Lunch spędziłam z dziewczyna z Brazylii, dziewczyna, która poznałam na bbq i tym chłopakiem, który wiedział gdzie jest Polska. Później miałam Homeroom (praktycznie przez 45 min siedzisz w klasie, możesz robić co chcesz, można tez załatwić jakieś sprawy – tak ja zrobiłam, poszłam po moja szafkę, bo oczywiście jej wcześniej nie dostałam…). Mój Hroomteacher był taki miły, ze poszedł ze mną do gabinetu. Popisywał się wtedy trochę, ze wie jak przeliterować moje imię i nazwisko, ale śmieszny był. Zwłaszcza wtedy, gdy zadawał mi pytanie: ‘So, you are from Germany, right?’ Chciałam mu zadać pytanie, czy wyglądam na Niemkę, ale tego nie zrobiłam. Po prostu uśmiechnęłam się i powiedziałam, ze jestem z Polski. I oni wtedy, ze chyba jestem pierwszym wymiencem z Polski, co jest jak dla mnie super. Oni tez tak stwierdzili. I wtedy jedna pani powiedziała, ze polska kuchnia jest bardzo dobra, przyznałam jej racje. Mój Hroomteacher powiedział, ze nigdy nie próbował, wiec ja zaoferowałam, ze jak coś zrobię, to mu przyniosę – ‘Yeah, you have to’ ;) Później miałam niemiecki ( mam go z G.). Nauczyciel jest przeuroczy. Pochodzi z Niemiec. Gdy mu powiedziałam, ze chce się tutaj przygotowywać do zdawania certyfikatu w Polsce, powiedział, ze mi pomoże. Zrobił nam tez kartkówkę, ale była łatwa. Następnie American Music on Brodway. Przedmiot naprawdę wydaje się ciekawy. Będziemy uczyć się jak powstaje musical itp., będziemy oglądać musicale i dyskutować na ich temat, a oprócz tego będziemy brać udział w przedstawieniach (można pomagać i/lub grać; w sumie bez tych zajęć tez można to robić). G. powiedziała mi, ze jest trochę niemiły ten nauczyciel, ale w sumie był bardzo fajny, zadawał mi sporo pytań (jak większość osób z reszta). Po tych zajęciach przyszedł czas na American History. Nauczyciel jest bardzo fajny, ale byłam trochę zmęczona i nie chciało mi się za bardzo go sluchac, czekałam tylko, aż dzwonek zadzwoni. Później miałam Study Hall (czyli kolejne 45 min ‘nic nie robienia’). Niby fajnie, ale jak weszłam do tego pokoju i zobaczyłam tych wszystkich ludzi, chciałam od razu wyjść. Znaczy nie było tak źle, ale było tylko trochę seniorów, a reszta to jakieś dzieciaki, które cały czas krzyczały… Siadłam sobie daleko od nich i znowu czekałam na dzwonek. Wtedy jakiś chłopak przysiadł się do mnie i jedyne co powiedział, to było ‘Hey’. Gdy powiedziałam mu, ze jestem z Polski, to się uśmiechnął. I, dzięki Bogu, zadzwonił dzwonek, wiec poszłam poszukać Georgie i pojechałyśmy do domu. Wieczorem jedliśmy obiad w restauracji ze znajomymi. Było bardzo śmiesznie. Przed tym pojechałam z host mama po telefon dla mnie (tylko taki, żeby używać tutaj, nie jakiś super – i tak nie jest źle, bo ma dotykowy ekran :P).

Czwartek (22.08) – drugi dzień szkoły. Na Algebrze powtarzaliśmy tylko jakieś rzeczy, bardzo łatwe. Później był Healthy Living i zgadnijcie co… Teraz jestem jedyna dziewczyna na zajęciach, super… Angielski i lunch jakoś zleciały, poznałam trochę nowych ludzi. Podczas Hroomu jakiś chłopak i dziewczyna zastanawiali się, skąd jestem. Gdy im powiedziałam, ze z Polski, zrobili dziwne miny. Wiec zaczęłam tłumaczyć, ze koło Niemiec, ale oni dalej nic, ‘Anyway, it’s in Europe’. Powiedzieli mi, ze lubią mój akcent, na co ja, ze go nie lubię i chce mieć Amerykański akcent. Ten chłopak poprosił, żebym powiedziała coś po polsku i kiedy to zrobiłam, to stwierdził, ze ten język jest ‘awesome’. Na American Music on Brodway ten 'fajny' nauczyciel był moody dzisiaj ( tak jak G. mówiła). Dla mnie był mily, ale dla innych troszkę nie - moody.
Gdy wychodziłyśmy z G. ze szkoły, zaczęło padać. I to naprawdę mocno. Musiałyśmy biec do samochodu. Było śmiesznie :P Po popołudniu miałyśmy pójść na mecz soccera, ale padało, wiec mecz się nie odbył. Pojechałam z host mama kupić sobie segregatory do szkoły i lunchbag (bardzo cool!).


Jutro popołudniu (23.08) jadę do Columbus na Orientation Meeting. Poznam tam innych wymiencow. Zapowiada się jak niezła zabawa! 



To Bambi, który biegał sobie przed naszym domem ;) (ogólnie to codziennie, a nawet kilka razy dziennie widuje jakieś Bambi :))



Z Georgia ze spotkania Rotary

Ulczix

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdzial V: So this is it! Hello America!

 Przepraszam, ze tak dlugo nie pisalam. Tyyyle sie dzialo, wiecie te wszystkie sprawy z wymiana itd. Ale teraz, kiedy już tu jestem, moge zdecydowanie powiedzieć, ze bylo warto! Sprzatanie do pozna, siedzenie calymi godzinami przy komputerze i szukanie prezentow dla hostow, spędzenie 10 h w samolocie… To wszystko było warte, Ameryka jest warta tego! A wracając do posta… Zaczelam pisać kiedy leciałam do Chicago, ale nie wiem dlaczego, nie mam go na komputerze teraz… No ale nieważne.
17 sierpnia o 12.35 pozegnalam się z Polska na caly rok! Oczywiście nie obylo się bez lez… Nawet pan przy kontroli zauwazyl, ze plakalam i przez to był dla mnie mily :P W sumie lot uplynal mi szybko i bez zadnych problemów (pomijając niemilego stewarda…). Smiesznie się zlozylo, siedziały kolo mnie dwie panie, które mieszkają w Ohio (tylko zamiast do Columbus leciały do Clevland). Powiedzialy mi gdzie mam pojsc, gdy już będziemy na lotnisku, opowiedziały trochę o Stanach, o swietach, jak to wszystko wygląda itd. Były bardzo mile. Kiedy już dolecieliśmy udałam się w kolejke dla ludzi z wiza. Gdy zobaczyłam te tlumy, myslalam, ze nigdy nie dotre do kontroli. Zaczelam myslec, ze spoznie się na samolot do Columbus (mimo ze miałam 3 h)… No ale na szczęście szybko poszlo i po 30 minutach szlam juz odebrać swoje walizki. Nie zgubily się! Dolecialy! Wiec następnie z tymi wielkimi walizami, walizka pokladowa i laptopem poszlam poszukać jakiegoś wozka, bo nie dawałam sb rady z ciagnieciem tego wszystkiego. Musialam wygladac naprawdę zabawnie. A jeszcze zabawniej pewnie wygladalam, gdy probowalam umiescic te wielkie walizki na wozku, który caly czas mi odjezdzal… Nameczylam się trochę przy tym… I spocilam… Pozniej poszlam do innej bramki, gdzie prześwietlili moje walizki i laptopa, a następnie nadałam walizki przy stanowisku American Airlines (wlasciwie to nie wiem czy można to nazwac nadaniem, po prostu dalam je jakiemuś panu, do którego skierowala mnie pracownica AA). Nastepnie poszlam do ciuchci, żeby przedostać się z terminala 5 na 3 i dostać boarding card. Wszystko poszlo szybko, a ludzie byli taaacy mili. Wszyscy chętnie mi pomagali. Pozniej poszlam do kontroli celnej. Cos było nie tak z moim pokrowcem na laptopa, bo musieli przeswietlac go dwa razy, ale nic nie odkryli (no bo nic tam nie było :P). Mialam jeszcze około godziny do samolotu, wiec poszlam cos zjeść i tak o się pokrecic. Gdy weszłam na pokład samolotu mocno się zdziwiłam. Był taaaaki maly, miał tylko trzy siedzenia w rzedzie! Przywitala mnie bardzo mila stewardesa, która od razu powiedziała, ze moja walizka pokladowa  jest za duza, żeby umiescic ja w schowku… Kazala mi ja oddac do jakiegoś innego schowka przed wejściem do samolotu, gdzie inni ludzie zostawiali swoje za duże walizki pokładowe lub wozki dla dzieci. Mialam jednoosobowe miejsce w pierwszym rzedzie, wiec większość lotu gadałam ze stewardesa. Powiedziala mi, ze mój angielski jest dobry i ze jestem bardzo odwazna, a na koniec, gdy dziekowala wszystkim pasażerom za lot przez mikrofon, powiedziała, ze jest z nami exchange student z Polski i zyczyla mi powodzenia, jak milo! Na lotnisku byliśmy wcześniej niż powinnismy, ale na szczęście Sandy już na mnie czekala! Wspolnie poszlysmy po moje walizki i pojechalysmy do Coshocton. Podroz trwala jakas godzine, wiec mialysmy trochę czasu, żeby pogadać i się poznac. Gdy dotarlam do jej domu, poznałam jej meza i od razu poszlam się umyc. Około 22 zasnelam i wstałam kolo 7, bo po 8 przyjezdzala po mnie moja host rodzina. Pojechalismy na sniadanie do jakiejś knajpki. Kelnerka powiedziała mi, ze kocha mój akcent. Zamowilam sobie pancakes z jagodami. Były OGROMNE, ale dobre. Mimo tego zjadlam chyba mniej niż polowe. Pozniej pojechaliśmy do domu, pokazali mi pokoj, dalam im prezenty, troszkę się rozpakowałam i zaraz pojechaliśmy na pool party. Poznalam tam naprawdę sporo ludzi, ale większość była w wieku moich host rodzicow. Było tez trochę małych dzieci i jeden chłopak w moim wieku (najlepszy przyjaciel mojej host siostry). Sprobowalam sobie typowego amerykańskiego jedzenia jak hamburgery czy salatka ziemniaczana. No i oczywiście picie z czerwonych kubeczkow. Ogolnie było smiesznie, wszyscy się ze mna witali, byli tacy mili i otwarci. Dzieci zadawaly mi smieszne pytania typu czy mamy w Polsce MC Donald’s? Niektóre z nich nie wiedziały nawet jak wypowiedziec Poland co było dość dziwne… Jedna dziewczynka była taaaka kochana, pytala się każdego, kto przechodzil kolo nas, czy już mnie poznal tylko dlatego, żeby wypowiedzieć moje imie (bardzo jej się podobalo ;)). Dowiedzialam się tez trochę o szkole, bo gadałam z tym chłopakiem w moim wieku, zapowiada się fajnie. Już zaoferowal mi pomoc przy rozszyfrowaniu wszystkiego w szkole, milo. Pozniej wrocilismy do domu i razem z host mama pojechałam do sklepu po male zakupy. A chwile później na druga imprezke, tym razem bbq. Poznalam tam innych wymiencow (dziewczyne z Brazylii i chłopaka z Finlandii, nie sa oni z Rotary) oraz trochę ludzi ze szkoły. Zjadlam tam kolejnego hamburgera (chyba przez ten rok zjem więcej hamburgerow niż przez cale moje zycie :P). Kolo 20 wrocilismy do domu, trochę odpoczęliśmy, pogadaliśmy i po 21 pojechalam z host siostra i jej przyjacielem na przejazdzke po okolicy. Pokazali mi co gdzie jest itd. Wrocilismy kolo 23 i jedyne o czym myslalam, to żeby się polozyc w lozku. Obudzilam się o 7 i nie mogłam zasnąć, a gdy już zasnelam, to obudzila mnie Georgia (host siostra), bo niedługo wychodzilysmy zapisac mnie do szkoły itd. Na razie wybrałam: Angielski ( ale do końca nie wiem jakiego rodzaju), Algebre II, Cooking Classes, Niemiecki, American History, American Music on Brodway  i jakas biologie, ale to chyba jutro zmienie. Jutro jest w szkole dzień otwarty. Można tam poznac nauczycieli i rozejrzeć się po szkole. Bylam tez dzisiaj po zeszyty do szkoły i jakies kosmetyki. Odwiedzilam tez host rodzicow w ich firmie, zajmują się robienie old-schoolowych samochodow. Mam tez kilka fotek z okolicy z krótkiego spacerku, na który poszlam z Georgia. Okolica jest bardzo ladna, duzo drzew i innej zielenie, przyjemnie :) 










Ulczix