Przepraszam, ze tak
dlugo nie pisalam. Tyyyle sie dzialo, wiecie te wszystkie sprawy z wymiana itd.
Ale teraz, kiedy już tu jestem, moge zdecydowanie powiedzieć, ze bylo warto! Sprzatanie
do pozna, siedzenie calymi godzinami przy komputerze i szukanie prezentow dla
hostow, spędzenie 10 h w samolocie… To wszystko było warte, Ameryka jest warta
tego! A wracając do posta… Zaczelam pisać kiedy leciałam do Chicago, ale nie
wiem dlaczego, nie mam go na komputerze teraz… No ale nieważne.
17 sierpnia o 12.35 pozegnalam się z Polska na caly rok! Oczywiście
nie obylo się bez lez… Nawet pan przy kontroli zauwazyl, ze plakalam i przez to
był dla mnie mily :P W sumie lot uplynal mi szybko i bez zadnych problemów (pomijając
niemilego stewarda…). Smiesznie się zlozylo, siedziały kolo mnie dwie panie, które
mieszkają w Ohio (tylko zamiast do Columbus leciały do Clevland). Powiedzialy
mi gdzie mam pojsc, gdy już będziemy na lotnisku, opowiedziały trochę o
Stanach, o swietach, jak to wszystko wygląda itd. Były bardzo mile. Kiedy już dolecieliśmy
udałam się w kolejke dla ludzi z wiza. Gdy zobaczyłam te tlumy, myslalam,
ze nigdy nie dotre do kontroli. Zaczelam myslec, ze spoznie się na samolot do
Columbus (mimo ze miałam 3 h)… No ale na szczęście szybko poszlo i po 30
minutach szlam juz odebrać swoje walizki. Nie zgubily się! Dolecialy! Wiec następnie
z tymi wielkimi walizami, walizka pokladowa i laptopem poszlam poszukać jakiegoś
wozka, bo nie dawałam sb rady z ciagnieciem tego wszystkiego. Musialam wygladac
naprawdę zabawnie. A jeszcze zabawniej pewnie wygladalam, gdy probowalam
umiescic te wielkie walizki na wozku, który caly czas mi odjezdzal… Nameczylam się
trochę przy tym… I spocilam… Pozniej poszlam do innej bramki, gdzie prześwietlili
moje walizki i laptopa, a następnie nadałam walizki przy stanowisku American
Airlines (wlasciwie to nie wiem czy można to nazwac nadaniem, po prostu dalam
je jakiemuś panu, do którego skierowala mnie pracownica AA). Nastepnie poszlam
do ciuchci, żeby przedostać się z terminala 5 na 3 i dostać boarding card.
Wszystko poszlo szybko, a ludzie byli taaacy mili. Wszyscy chętnie mi pomagali.
Pozniej poszlam do kontroli celnej. Cos było nie tak z moim pokrowcem na
laptopa, bo musieli przeswietlac go dwa razy, ale nic nie odkryli (no bo nic
tam nie było :P). Mialam jeszcze około godziny do samolotu, wiec poszlam cos zjeść
i tak o się pokrecic. Gdy weszłam na pokład samolotu mocno się zdziwiłam. Był taaaaki
maly, miał tylko trzy siedzenia w rzedzie! Przywitala mnie bardzo mila stewardesa,
która od razu powiedziała, ze moja walizka pokladowa jest za duza, żeby umiescic ja w schowku…
Kazala mi ja oddac do jakiegoś innego schowka przed wejściem do samolotu, gdzie
inni ludzie zostawiali swoje za duże walizki pokładowe lub wozki dla dzieci.
Mialam jednoosobowe miejsce w pierwszym rzedzie, wiec większość lotu gadałam ze
stewardesa. Powiedziala mi, ze mój angielski jest dobry i ze jestem bardzo
odwazna, a na koniec, gdy dziekowala wszystkim pasażerom za lot przez mikrofon,
powiedziała, ze jest z nami exchange student z Polski i zyczyla mi powodzenia,
jak milo! Na lotnisku byliśmy wcześniej niż powinnismy, ale na szczęście Sandy już
na mnie czekala! Wspolnie poszlysmy po moje walizki i pojechalysmy do
Coshocton. Podroz trwala jakas godzine, wiec mialysmy trochę czasu, żeby pogadać
i się poznac. Gdy dotarlam do jej domu, poznałam jej meza i od razu poszlam się
umyc. Około 22 zasnelam i wstałam kolo 7, bo po 8 przyjezdzala po mnie moja
host rodzina. Pojechalismy na sniadanie do jakiejś knajpki. Kelnerka powiedziała
mi, ze kocha mój akcent. Zamowilam sobie pancakes z jagodami. Były OGROMNE, ale
dobre. Mimo tego zjadlam chyba mniej niż polowe. Pozniej pojechaliśmy do domu,
pokazali mi pokoj, dalam im prezenty, troszkę się rozpakowałam i zaraz pojechaliśmy na pool party.
Poznalam tam naprawdę sporo ludzi, ale większość była w wieku moich host
rodzicow. Było tez trochę małych dzieci i jeden chłopak w moim wieku (najlepszy
przyjaciel mojej host siostry). Sprobowalam sobie typowego amerykańskiego jedzenia
jak hamburgery czy salatka ziemniaczana. No i oczywiście picie z czerwonych
kubeczkow. Ogolnie było smiesznie, wszyscy się ze mna witali, byli tacy mili i
otwarci. Dzieci zadawaly mi smieszne pytania typu czy mamy w Polsce MC Donald’s? Niektóre
z nich nie wiedziały nawet jak wypowiedziec Poland co było dość dziwne… Jedna
dziewczynka była taaaka kochana, pytala się każdego, kto przechodzil kolo nas,
czy już mnie poznal tylko dlatego, żeby wypowiedzieć moje imie (bardzo jej się podobalo
;)). Dowiedzialam się tez trochę o szkole, bo gadałam z tym chłopakiem w moim
wieku, zapowiada się fajnie. Już zaoferowal mi pomoc przy rozszyfrowaniu
wszystkiego w szkole, milo. Pozniej wrocilismy do domu i razem z host mama pojechałam
do sklepu po male zakupy. A chwile później na druga imprezke, tym razem bbq. Poznalam
tam innych wymiencow (dziewczyne z Brazylii i chłopaka z Finlandii, nie sa oni
z Rotary) oraz trochę ludzi ze szkoły. Zjadlam tam kolejnego hamburgera (chyba
przez ten rok zjem więcej hamburgerow niż przez cale moje zycie :P). Kolo 20
wrocilismy do domu, trochę odpoczęliśmy, pogadaliśmy i po 21 pojechalam z host
siostra i jej przyjacielem na przejazdzke po okolicy. Pokazali mi co gdzie jest
itd. Wrocilismy kolo 23 i jedyne o czym myslalam, to żeby się polozyc w lozku.
Obudzilam się o 7 i nie mogłam zasnąć, a gdy już zasnelam, to obudzila mnie
Georgia (host siostra), bo niedługo wychodzilysmy zapisac mnie do szkoły itd.
Na razie wybrałam: Angielski ( ale do końca nie wiem jakiego rodzaju), Algebre
II, Cooking Classes, Niemiecki, American History, American Music on Brodway i jakas biologie, ale to chyba
jutro zmienie. Jutro jest w szkole dzień otwarty. Można tam poznac nauczycieli
i rozejrzeć się po szkole. Bylam tez dzisiaj po zeszyty do szkoły i jakies
kosmetyki. Odwiedzilam tez host rodzicow w ich firmie, zajmują się robienie
old-schoolowych samochodow. Mam tez kilka fotek z okolicy z krótkiego spacerku,
na który poszlam z Georgia. Okolica jest bardzo ladna, duzo drzew i innej zielenie, przyjemnie :)
Ulczix
Jakie super przedmioty sobie wybrałaś, cooking classes najlepsze haha !
OdpowiedzUsuńUlczix już tęsknooo. Ania(prawdziwa siostra) ;*
OdpowiedzUsuńwielki szacunek:) i pozazdrościć bycia w USA, tam podobno wszystko jest inne, a woda nawet szybciej płynie z kranu;}
OdpowiedzUsuńUlcia, kochanie juz za tb tęsknie!! ciesze się ze wszytsko sie udalo, baw sie dobrze!!! Prawie się rozplakalam czytajac to wszytsko!
OdpowiedzUsuńAle tam ładnie i pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne wpisy! :*
http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/
Powodzenia Ula, oby Ci sie tam fajnie zylo przez ten rok :)
OdpowiedzUsuńPozdrowki,
Sylwia J. :D
Taaaak wrócisz do nas i będziesz jeszcze lepiej gotowała po cooking classes <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń