poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdzial V: So this is it! Hello America!

 Przepraszam, ze tak dlugo nie pisalam. Tyyyle sie dzialo, wiecie te wszystkie sprawy z wymiana itd. Ale teraz, kiedy już tu jestem, moge zdecydowanie powiedzieć, ze bylo warto! Sprzatanie do pozna, siedzenie calymi godzinami przy komputerze i szukanie prezentow dla hostow, spędzenie 10 h w samolocie… To wszystko było warte, Ameryka jest warta tego! A wracając do posta… Zaczelam pisać kiedy leciałam do Chicago, ale nie wiem dlaczego, nie mam go na komputerze teraz… No ale nieważne.
17 sierpnia o 12.35 pozegnalam się z Polska na caly rok! Oczywiście nie obylo się bez lez… Nawet pan przy kontroli zauwazyl, ze plakalam i przez to był dla mnie mily :P W sumie lot uplynal mi szybko i bez zadnych problemów (pomijając niemilego stewarda…). Smiesznie się zlozylo, siedziały kolo mnie dwie panie, które mieszkają w Ohio (tylko zamiast do Columbus leciały do Clevland). Powiedzialy mi gdzie mam pojsc, gdy już będziemy na lotnisku, opowiedziały trochę o Stanach, o swietach, jak to wszystko wygląda itd. Były bardzo mile. Kiedy już dolecieliśmy udałam się w kolejke dla ludzi z wiza. Gdy zobaczyłam te tlumy, myslalam, ze nigdy nie dotre do kontroli. Zaczelam myslec, ze spoznie się na samolot do Columbus (mimo ze miałam 3 h)… No ale na szczęście szybko poszlo i po 30 minutach szlam juz odebrać swoje walizki. Nie zgubily się! Dolecialy! Wiec następnie z tymi wielkimi walizami, walizka pokladowa i laptopem poszlam poszukać jakiegoś wozka, bo nie dawałam sb rady z ciagnieciem tego wszystkiego. Musialam wygladac naprawdę zabawnie. A jeszcze zabawniej pewnie wygladalam, gdy probowalam umiescic te wielkie walizki na wozku, który caly czas mi odjezdzal… Nameczylam się trochę przy tym… I spocilam… Pozniej poszlam do innej bramki, gdzie prześwietlili moje walizki i laptopa, a następnie nadałam walizki przy stanowisku American Airlines (wlasciwie to nie wiem czy można to nazwac nadaniem, po prostu dalam je jakiemuś panu, do którego skierowala mnie pracownica AA). Nastepnie poszlam do ciuchci, żeby przedostać się z terminala 5 na 3 i dostać boarding card. Wszystko poszlo szybko, a ludzie byli taaacy mili. Wszyscy chętnie mi pomagali. Pozniej poszlam do kontroli celnej. Cos było nie tak z moim pokrowcem na laptopa, bo musieli przeswietlac go dwa razy, ale nic nie odkryli (no bo nic tam nie było :P). Mialam jeszcze około godziny do samolotu, wiec poszlam cos zjeść i tak o się pokrecic. Gdy weszłam na pokład samolotu mocno się zdziwiłam. Był taaaaki maly, miał tylko trzy siedzenia w rzedzie! Przywitala mnie bardzo mila stewardesa, która od razu powiedziała, ze moja walizka pokladowa  jest za duza, żeby umiescic ja w schowku… Kazala mi ja oddac do jakiegoś innego schowka przed wejściem do samolotu, gdzie inni ludzie zostawiali swoje za duże walizki pokładowe lub wozki dla dzieci. Mialam jednoosobowe miejsce w pierwszym rzedzie, wiec większość lotu gadałam ze stewardesa. Powiedziala mi, ze mój angielski jest dobry i ze jestem bardzo odwazna, a na koniec, gdy dziekowala wszystkim pasażerom za lot przez mikrofon, powiedziała, ze jest z nami exchange student z Polski i zyczyla mi powodzenia, jak milo! Na lotnisku byliśmy wcześniej niż powinnismy, ale na szczęście Sandy już na mnie czekala! Wspolnie poszlysmy po moje walizki i pojechalysmy do Coshocton. Podroz trwala jakas godzine, wiec mialysmy trochę czasu, żeby pogadać i się poznac. Gdy dotarlam do jej domu, poznałam jej meza i od razu poszlam się umyc. Około 22 zasnelam i wstałam kolo 7, bo po 8 przyjezdzala po mnie moja host rodzina. Pojechalismy na sniadanie do jakiejś knajpki. Kelnerka powiedziała mi, ze kocha mój akcent. Zamowilam sobie pancakes z jagodami. Były OGROMNE, ale dobre. Mimo tego zjadlam chyba mniej niż polowe. Pozniej pojechaliśmy do domu, pokazali mi pokoj, dalam im prezenty, troszkę się rozpakowałam i zaraz pojechaliśmy na pool party. Poznalam tam naprawdę sporo ludzi, ale większość była w wieku moich host rodzicow. Było tez trochę małych dzieci i jeden chłopak w moim wieku (najlepszy przyjaciel mojej host siostry). Sprobowalam sobie typowego amerykańskiego jedzenia jak hamburgery czy salatka ziemniaczana. No i oczywiście picie z czerwonych kubeczkow. Ogolnie było smiesznie, wszyscy się ze mna witali, byli tacy mili i otwarci. Dzieci zadawaly mi smieszne pytania typu czy mamy w Polsce MC Donald’s? Niektóre z nich nie wiedziały nawet jak wypowiedziec Poland co było dość dziwne… Jedna dziewczynka była taaaka kochana, pytala się każdego, kto przechodzil kolo nas, czy już mnie poznal tylko dlatego, żeby wypowiedzieć moje imie (bardzo jej się podobalo ;)). Dowiedzialam się tez trochę o szkole, bo gadałam z tym chłopakiem w moim wieku, zapowiada się fajnie. Już zaoferowal mi pomoc przy rozszyfrowaniu wszystkiego w szkole, milo. Pozniej wrocilismy do domu i razem z host mama pojechałam do sklepu po male zakupy. A chwile później na druga imprezke, tym razem bbq. Poznalam tam innych wymiencow (dziewczyne z Brazylii i chłopaka z Finlandii, nie sa oni z Rotary) oraz trochę ludzi ze szkoły. Zjadlam tam kolejnego hamburgera (chyba przez ten rok zjem więcej hamburgerow niż przez cale moje zycie :P). Kolo 20 wrocilismy do domu, trochę odpoczęliśmy, pogadaliśmy i po 21 pojechalam z host siostra i jej przyjacielem na przejazdzke po okolicy. Pokazali mi co gdzie jest itd. Wrocilismy kolo 23 i jedyne o czym myslalam, to żeby się polozyc w lozku. Obudzilam się o 7 i nie mogłam zasnąć, a gdy już zasnelam, to obudzila mnie Georgia (host siostra), bo niedługo wychodzilysmy zapisac mnie do szkoły itd. Na razie wybrałam: Angielski ( ale do końca nie wiem jakiego rodzaju), Algebre II, Cooking Classes, Niemiecki, American History, American Music on Brodway  i jakas biologie, ale to chyba jutro zmienie. Jutro jest w szkole dzień otwarty. Można tam poznac nauczycieli i rozejrzeć się po szkole. Bylam tez dzisiaj po zeszyty do szkoły i jakies kosmetyki. Odwiedzilam tez host rodzicow w ich firmie, zajmują się robienie old-schoolowych samochodow. Mam tez kilka fotek z okolicy z krótkiego spacerku, na który poszlam z Georgia. Okolica jest bardzo ladna, duzo drzew i innej zielenie, przyjemnie :) 










Ulczix

7 komentarzy:

  1. Jakie super przedmioty sobie wybrałaś, cooking classes najlepsze haha !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulczix już tęsknooo. Ania(prawdziwa siostra) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. wielki szacunek:) i pozazdrościć bycia w USA, tam podobno wszystko jest inne, a woda nawet szybciej płynie z kranu;}

    OdpowiedzUsuń
  4. Ulcia, kochanie juz za tb tęsknie!! ciesze się ze wszytsko sie udalo, baw sie dobrze!!! Prawie się rozplakalam czytajac to wszytsko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale tam ładnie i pozytywnie :)
    Czekam na kolejne wpisy! :*
    http://im-living-my-american-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Powodzenia Ula, oby Ci sie tam fajnie zylo przez ten rok :)
    Pozdrowki,
    Sylwia J. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Taaaak wrócisz do nas i będziesz jeszcze lepiej gotowała po cooking classes <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń