sobota, 28 grudnia 2013

Rozdzial XVIII: Florida – The Sunshine State

 Zapewne pamiętacie, ze 7 grudnia wyruszyłam w moja wielka podróż do odległego stanu jakim jest Floryda (a jeśli nie pamiętacie to wlasnie wam przypominam ;)).Chcialam dodac ten post oczywiście zaraz po powrocie, ale wyszlo jak zwykle – checi wielkie, gorzej z czynami. Na szczęście podczas wycieczki notowałam wszystko każdego dnia, żeby nic mi nie umknelo podczas mojej relacji ;)

Na tej wycieczce było 38 osob + 4 opiekunowie. Wyszlo tak, ze podzieliliśmy się na 3 grupy: Asian people, którzy nie chcieli gadac po angielsku, South American people, którzy nie potrafili gadac po angielsku i ludzie z Europy lub ci, którzy jednak stwierdzili, ze jak sa w USA to będą rozmawiać po angielsku. Ja przynalezalam do tej ostatniej, w której skład wchodzili: 2 chlopakow z Niemiec, chłopak ze Szwajcarii, dziewczyna z Austrii, chłopak z Wloch, dziewczyna z Norwegii oraz chłopak i dziewczyna z Meksyku.

Sobota (12/07)
Po 12 wyjechalam z rodzicami mojej młodszej konselorki do Columbus. Podroz minela niesamowicie szybko i przyjemnie, super się nam gadalo. Ok. 2 pm dojechaliśmy o hotelu, gdzie spotkałam się z innymi wymiencami, a pozegnalam z nimi (rodzicami mojej konselorki). Musielismy czekac godzine lub dwie na nasze pokoje, wiec akurat mielismy dużo czasu, żeby się poznac. Pozniej była pizza party i czas wolny, czyli w dalszym ciągu gadanie i poznawanie się.

Niedziela (12/08)
Ok. 7.30 am rozpoczelismy nasza przygodę. Cel na ten dzień – dojechać do Orangeburg, St Carolina. Przez cala droge gadaliśmy, smialismy się, spaliśmy i ogladalismy Harrego Pottera. Podczas naszej podrozy dużo padalo, wiec zamiast dojechać na 6 pm, byliśmy w naszym hotelu po 8 pm. Do godziny 10 pm mielismy czas wolny, wiec poszliśmy cos zjeść do bardzo gustownej restauracji jaka jest McDonald’s (która mnie zawiodła, bo nie mieli McFlurrow z Reese’s cups…).

Poniedziałek (12/09)
Tego dnia również wyjechaliśmy ok. 7.30 am. Po drodze coraz bardziej było widać zmiane pogody (coraz więcej slonca, mniej sniegu). Gdy przekroczyliśmy granice stanu Floryda, zatrzymaliśmy się w punkcie powitalnym, gdzie dostaliśmy pomarańczowy/grejpfrutowy soczek i zrobiliśmy obowiązkowe grupowe zdjecie. Ok. 4 pm zajechaliśmy do naszego hotelu, gdzie szybko się przebraliśmy i pojechaliśmy do Downtown Disney na zakupy.  Chodzac po ulicach w samym krótkim rękawku, w ogole nie czułam sie jakbym była wciąż w Stanach. Ogladajac zielen, kwiaty i rozowy zachod slonca, od razu przypomniały mi się wakacje na Dominikanie, po prostu bajka. Opiekunowie powiedzieli nam, zebys zjedli kolacje w Disneyu, wiec z moja super zorganizowana grupa (6 osob i milion roznych pomyslow) krazylismy od miejsca do miejsca, przy czym wyladowalismy w knajpce, do której poszlismy na samym początku. Nie mogłam się zdecydowac jaka kanapke chce (wybierałam z dwóch) i mój kolega tez się wahal nad tymi dwiema, wiec zdecydowaliśmy, ze się podzielimy (jak sprytnie). A później jedliśmy moje peppermint brownie w 6 osob, także pozdro. Tego dnia kupiłam sobie tez okulary z Myszka Mickey, bo wierzcie lub nie, ale wybrałam się na Floryde bez okularow przeciwsłonecznych.



We wtorek (12/10) poszliśmy do jednego z parkow Disney Worldu, Epcot Center. To park, który skupia uwagę na nauke i swiat. Jest podzielony na dwie części: w jednej znajduja się kolejki „edukacyjne”, a druga czesc jest jeszcze podzielona na 11 krajow (Meksyk, Norwegia, Wlochy, Niemcy, Japonia, Chiny, Wielka Brytania, Francja, Kanada, Stany Zjednoczone, Maroko.  Najpierw wieksza grupa poszliśmy z opiekunami na jedna z lepszych kolejek, a później do sklepu z darmowymi napojami z całego swiata (typu melonowa fanta z Jamajki). Pozniej się rozdzieliliśmy i ja poszlam z 4 chlopakami na kilka kolejek, a w okolicach lunchu zadzwonily  do nas dziewczyny, wiec się z nimi spotkaliśmy i już reszte dnia spedzilismy razem. Chyba przez 2 h nie mogliśmy się zdecydować gdzie i co jemy, wiec po raz kolejny chodziliśmy od miejsca do miejsca. W końcu stanelo na wloskie zarcie i ten Wloch, co był z nami w grupie zamowil je dla nas po wlosku  i to było takie super! Pozniej poszliśmy do norweskiej części i ta Norwezka zagadala do kogos z obsługi po norwesku i dzięki temu przepuścili nas na kolejke bez oczekiwania. Powiedziala, ze wszyscy jesteśmy z Norwegii na wycieczce, co mnie trochę zdziwilo, ze uwierzyla, bo np. laska z Meksyku w ogole nie wygladala na Norwezke hahaha. Pozniej chodziliśmy dalej po innych krajach i szukaliśmy innych atrakcji. We wloskiej części razem z dwoma chłopakami zgublismy reszte naszej grupy, wiec zadzwoniliśmy do jednego z nich i pytamy się, gdzie sa, a on ze w Ameryce. No to my mówimy, żeby sobie nie zartowal, ze to nie jest smieszne, a on znowu powtarza, ze w USA. Ta rozmowa jeszcze trwala kilka minut, az w końcu ogarnelismy, ze chodzi mu o czesc amerykanska w tym parku trolololol. Ok. 9 pm wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu i wspólnie czekaliśmy na pokaz fajerwerkow. W miedzy czasie tez jeden chłopak zgubil telefon, ale na szczęście znalazł go w biurze rzeczy zagubionych. Sztuczne ognie wygladaly nieziemsko, szczególnie, ze to wszyscy odbywalo się nad woda, to super było ogladac tez ich odbicie w jeziorze.


wszedzie Mickey Mouse lol 


Turcja, Meksyk, Polska, Norwegia


Środa (12/11)Tradycyjnie dzień rozpoczelam pobudka o 6 am (nawet jak nie mam porannych treningow to musze wcześnie wstawac, no ale nie narzekam ;p). Prysznic, śniadanko i w dalsza podróż do swiata marzen w Magic Kingdom. Tym razem bez większych klotni mogliśmy podejmowac decyzje wspólnie i w większości się zgadzaliśmy. Najlepsze było jak czekaliśmy 40 min tylko po to, żeby zrobić głupie zdjecie z Mala Syrenka lololol (myśleliśmy, ze to jakas kolejka, a tu taki psikus haha). Po całym dniu chodzenia myslalam, ze mi nogi odpadną. Bylam bardzo zmeczona, ale przeszczesliwa!! I nawet jeden z moich nowych kolegow powiedział mi, ze jakbym kiedyś była smutna lub cos, to zawsze mogę do niego napisac, ooo :)))




w tamtym tygodniu mialam Starbucks przynajmniej ze 2 razy dziennie, wiec wyszlo, ze wypilam go wiecej, niz przez caly moj pobyt dotad w Stanach, bo w moim miasteczku go nie ma :(( lol





W czwartek (12/12) już nie byliśmy w Disney Worldzie tylko w Universal Studios, a konkretniej w jednym z parkow, czyli the Island of Adventures. Najpierw poszliśmy do czesci z Harrym Potterem, gdzie była chyba najlepsza kolejka na jakiej w zyciu bylam. Pilismy tez tam butterbeer i jedliśmy fasolki o przeróżnych smakach jak trawa czy malzowina uszna. Pozniej poszliśmy na milion kolejech wodnych, po których byliśmy cali mokrzy (ja na początku nosiłam moja kurtke przeciwdeszczowa, ale ona nic nie dawala, wiec się poddalam, zdjelam ja i YOLO). Był z nami w grupie taki chłopak, który caly czas był glodny i to było takie smieszne, bo dla niego najważniejsze było to, żeby cos zjeść. Np. gdy planowaliśmy pojsc na jedna kolejke, to on okay, ale o 12 idziemy na lunch, bo musimy mieć tez czas, żeby zjeść kolacje (nie wiem w sumie, czy dla was jest to smieszne, ale ja jak sobie to wszystko przypominam to rotfl). Ok. 7 pm wrocilismy do hotelu i jeszcze mielismy czas wolny do 10 pm, wiec poszliśmy na zakupy i cos zjeść. Sklep, do którego chcieliśmy pojsc, znajdowal się po drugiej stronie ulicy (a raczej 4 pasmowki/ jeśli takie cos w ogole istnieje), wiec musieliśmy być ostrożni jeśli chodzilo o samochody. W pewnym momencie nic nie jechalo, wszyscy zaczeli isc, a ja krzyknelam: ‘Czekajcie, czekajcie!’. I jeden chłopak do mnie na to: ‘Na co, na samochody?’ hahaha (po raz kolejny nie wiem, czy dla was to smieszne, ale ja mam straszna beke).


NO RAGRETS 



po woodnej przejazdzce ;)

butterbeer <3

Mimo, ze to piątek 13stego (12/13) był to baaaardzo udany dzień. Ok. 7.30 am opuscilismy hotel i udaliśmy się w strone jednego z piękniejszych miast jakie widziałam – Savannah, Georgia (w ogole smiesznie, bo moje poprzednie host siostry to Savannah i Georgia haha). Zakochalam się w tym miescie. Mielismy 4 godziny wolnego czasu, co wykorzystaliśmy na zwiedzanie, jedzenie, pamiątki i milion zdjęć (nawet weszliśmy do jakiegoś hotelu, który ma restauracje na dachu tylko po to, żeby zrobić tam zdjęcia – na szczęście nikt nas nie wyrzucil :P).



moje ulubione zdjecie

Sobota (12/14)
Mielismy wrocic do Columbus o 6.30 pm, ale przez taki DROBNY problem czas nam się trochę obsunal i zajechaliśmy na 10.30 pm. A jaki to problem? Jedziemy sobie jedziemy, wszystko elegancko, a tu nagle zaczyna się dymic w srodku. Wszyscy panika, krzycza, wiec kierowca zjezdza na bok na AUTOSTRADZIE, zatrzymuje się i wszyscy wysiadamy. Za chwile przyjechali strazacy i jakies fire emergency. Stalismy tam chyba dobre 30 min, po czym powiedzieli nam, ze wszystko w porządku. Przejechalismy jakies 15 min i zatrzymaliśmy się w a’la centrum handlowym na lunch. Po godzinie wrocilismy do autokaru, w którym czekaliśmy przez nastepna godzine na nowy autokar. Ale nie smuciliśmy się, bo przynajmniej mogliśmy spedzic ze sobą więcej czas ;)

z "postoju" lol


Tamten tydzień był chyba jednym z najlepszych tygodni w moim zyciu. Poznalam takich cudownych ludzi, z którymi mam nadzieje, ze będę się długo przyjaznic (przyszly weekend spędzam z nim, już się nie mogę doczekać!). Na koniec chciałabym podziekowac moim rodzicom za to, ze umożliwili mi wyjazd na te wycieczke. Kocham was! 

Ulczix


















1 komentarz: